https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Radzieckie cudo na pierwszą komunię

Małgorzata Oberlan
Dziesięcioletni Antoni Mężydło wyznał grzechy na zapas, a Iwona Waszkiewicz wykuła na blachę 120 modlitw. Znane osoby z naszego regionu wspominają dzień przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej.

Dziesięcioletni Antoni Mężydło wyznał grzechy na zapas, a Iwona Waszkiewicz wykuła na blachę 120 modlitw. Znane osoby z naszego regionu wspominają dzień przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej.

<!** Image 2 align=right alt="Image 83114" sub="Anna Magalska-Milczarczyk (na zdjęciu
w pierwszym rzędzie, czwarta od lewej), aktorka Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, przystępowała do Pierwszej Komunii Świętej
w grudziądzkiej farze o rok wcześniej niż cała klasa. Rodzice zdecydowali, że zostanie przyjęta razem ze starszym bratem. / Zdjęcia: Archiwum ">Po mękach katechezy, egzaminów i pierwszej spowiedzi, dziecięce dusze ulatywały do nieba. W domu czekali krewniacy z odległych zakątków Polski, uroczysty obiad i prezenty. Niewiele może się równać ze wspomnieniem pierwszej przejażdżki na wymarzonym rowerze „Jubilat” czy „Wigry 2”. Nawet okupionej solidnym klapsem za ubłocenie podczas jazdy świątecznych lakierków...

Stres przy konfesjonale

Rok 1963, Prątnica w gminie Lubawa. Wieś z kościołem pod wezwaniem Świętej Katarzyny, położona kilka kilometrów od „kułackiego” gospodarstwa Mężydłów. Małego Antoniego (a dziś posła Platformy Obywatelskiej) nic tak nie przerażało, jak wizja zatajenia grzechów przy konfesjonale.

<!** reklama>- W domu panowała atmosfera charakterystyczna dla religijności przedsoborowej - wspomina toruński poseł. - Wiedziałem, że spowiedź świętokradcza była jedną z najgorszych rzeczy, które mogły się zdarzyć. Dziadek przystępował do spowiedzi i komunii świętej dwa razy w roku. Kiedy jechał w Wielką Sobotę do spowiedzi, to po powrocie z nikim nie rozmawiał, żeby nie zgrzeszyć mową. Milczał aż do rezurekcji, a rozkręcał się dopiero przy śniadaniu wielkanocnym. Miałem więc do sakramentu spowiedzi szacunek wręcz przerażający. W lęku przed świętokradztwem gorliwie wyznałem szereg grzechów, część na pewno „na zapas”. Choć były między nimi i czyny faktycznie zawinione, jak denerwowanie rodziców (byłem żywiołowym chłopcem i często dostawałem w skórę), czy próby palenia papierosów.

<!** Image 3 align=left alt="Image 83114" sub="Łukasz Zbonikowski (drugi z prawej)
bardzo aktywnie uczestniczył
w swojej mszy pierwszo-komunijnej.
We włocławskim kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego było tak tłoczno, że księża nawoływali, by dalsza rodzina wyszła na zewnątrz.">Do Pierwszej Komunii Świętej w Prątnicy przystępowało około 30 dzieci z kilku okolicznych wsi. Antoni wyróżniał się gorliwością.

- Przygotowywał nas wieloletni proboszcz tej parafii, ksiądz Maksymilian Mańkowski. Dla mnie był to prawdziwy autorytet. Do dziś żona mówi, że „wychował mnie Kościół” - przyznaje Antoni Mężydło. - Na religii się wybijałem. W domu było niewiele książek, ale ojciec regularnie czytał nam „Qvo vadis” i Pismo Święte. Znałem je więc lepiej niż większość dzieciaków ze wsi i ksiądz to doceniał. Dostawałem od niego książki z biblioteki parafialnej i, można powiedzieć, że pracował nade mną indywidualnie.

Na swoją pierwszokomunijną mszę przyszły poseł poszedł w granatowym garniturze z krótkimi spodniami i obowiązkowymi białymi podkolanówkami. Uroczystości pokomunijne były bardzo skromne.

- Mimo że byliśmy dużymi gospodarzami, tak zwaną „kułacką rodziną”. Żyliśmy jednak bardzo oszczędnie, bo to kułactwo dawało nie dochody, tylko robotę. Więc na świątecznym obiedzie było tylko wąskie grono najbliższej rodziny - wspomina Antoni Mężydło. - Najważniejszym prezentem, jaki dostałem, był pierwszy w życiu zegarek. Oczywiście, radziecki. Ale dobry, nie byle jaki. Długo mi służył.

Czułam się jak księżniczka

Anna Magalska, przyszła aktorka i ulubienica toruńskiej publiczności teatralnej, do Pierwszej Komunii Świętej przystępowała w grudziądzkiej farze. Fotograf uwiecznił tłok panujący w świątyni tamtego majowego dnia 1972 roku. W pierwszej ławce widać dziewczynkę bacznie wpatrującę się w obiektyw (zapowiedź inklinacji do aktorstwa?), z wiankiem upiętym na czubku głowy.

<!** Image 4 align=right alt="Image 83117" sub="Wśród komunijnych prezentów Anny Magalskiej był też ten niesamowity - magnetofon szpulowy ZK-140 ">- Z tyłu były najprawdziwsze korkociągi, pieczołowicie nawijane przez mamę, która używała specjalnej mikstury. Robiło się ją z piwnej piany i cukru. Bardzo „pachniała” drożdżami, ale loki trzymała wspaniale - mówi aktorka. - Sukienkę miałam szytą na miarę. Krótką, skromną, ale za to z koronką. Bardzo przeżywałam przymiarki u krawcowej. Czułam się jak mała księżniczka.

Anna Magalska przyjęła Pierwszą Komunię Świętą jako dziewięciolatka. Rodzice uznali, że skoro ma starszego o rok brata, połączą uroczystości. Ale ksiądz Sobota wcale nie był zachwycony tym pomysłem.

- Twierdził, że jestem za mała, że sobie nie poradzę. Ale potem stałam się jego pupilką. Powstała między nami taka silna więź duchowa, że poradzić się, porozmawiać, chodziłam do niego jeszcze w liceum - wspomina aktorka. - To był wspaniały, charyzmatyczny człowiek, z dużym poczuciem humoru.

Dzień, w którym przyjęła sakrament, Anna Magalska zapamiętała jako bardzo pogodny i radosny. Uroczystość przebiegła sprawnie, choć ścisk był straszny i wciąż trzeba było uważać, by - nie daj Boże - nie podpalić koleżance włosów albo nie przydeptać lakierków kolegi. - W drodze powrotnej z kościoła byłam podekscytowana i... głodna. Nie mogłam się też doczekać rozpakowania prezentów.

Przyjęcie jak się patrzy

A było na co czekać. Najważniejszy był ON, czyli zegarek (od chrzestnych) wyprodukowany CCCP, czyli w Związku Radzieckim. Następnie, do spółki z bratem, rower „Jaguar”, złożony własnoręcznie przez ojca, zapalonego kolarza. Pojazd ten co prawda stał się kolejnym obiektem walk rodzeństwa, ale jazda na nim nadwiślańskimi drogami była stuprocentowym spełnieniem marzeń. Z bratem Sławkiem Anka musiała się też dzielić kolejnym prezentem: pamiętną zetką, czyli polskim magnetofonem szpulowym o symbolu ZK 140.

- Pierwsze taśmy dostaliśmy od naszego idola, czyli wujka Adama, najmłodszego brata mamy. To były hity Demisa Roussosa, Smookie, Abby...

<!** Image 5 align=left alt="Image 83117" sub="Poljot, łucz, rakieta - to tylko niektóre marki radzieckich zegarków, które kupowano jako komunijne podarki">Pierwszokomunijne prezenty doskonale pamięta też Andrzej Walkowiak, bydgoski poseł Prawa i Sprawiedliwości. Był to, a jakże, radziecki zegarek „Poljot” („solidny typ, nosiłem go do końca podstawówki”) i wymarzona piłka nożna. - Wniebowzięty byłem nie tylko ja, ale całe podwórko. Grać wybiegłem zaraz po zaliczeniu uroczystego obiadu. W lakierkach, za co dostałem niezły ochrzan od rodziców - z uśmiechem wspomina parlamentarzysta.

To był rok 1971. Środek PRL-u. Po uroczystości w bydgoskiej bazylice, cała rodzina świętowała w małym mieszkaniu na Bielawach, gdzie do dziś mieszka mama Andrzeja Walkowiaka. Przyjęcie urządzono zgodnie z tradycyjną zasadą „zastaw się, a postaw się”. Andrzejek był jedynakiem.

- Do Pierwszej Komunii Świętej przygotowywał mnie młody ksiądz o łagodnym usposobieniu, którego nazwiska, niestety, już nie pamiętam. Pierwszą spowiedź przeżyłem jakoś tak bez lęku - mówi poseł. - Rachunek sumienia robiłem w sposób metodyczny, wypisując grzechy na karteczce. Przy konfesjonale wyrecytowałem je już jednak z pamięci. No, było tam o męczeniu zwierzątek (do owada włącznie), kłamaniu mamie i tacie, zapominaniu paciorka...

Gdy sakrament po raz pierwszy przyjmowały jego dzieci, nie dostrzegł wielkich różnic. Owszem, nieco się zmieniło, bo przyszły poseł po przyjęciu pierwszokomunijnym kursował na rowerku „Bobo”, a jego syn na rowerze z teleskopami i sprężyną, ale istota święta jest ta sama. - W Polsce to cały czas bardzo rodzinna uroczystość religijna - podkreśla Andrzej Walkowiak.

Cztery lata później przyjmowana była, także w bydgoskiej bazylice, Iwona Waszkiewicz. Dziś poważna kujawsko-pomorska kurator oświaty, wówczas - bardzo zdolna i sumienna uczennica (do szkoły poszła o rok wcześniej), o długich blond włosach. Najsilniej w pamięci zapadły jej chyba same przygotowania do przyjęcia sakramentu.

- Czuwał nad nami niezapomniany ksiądz Jaros. Bardzo surowy, pokaźnej postury kapłan. Wszystkie dzieci się go bały - wspomina Iwona Waszkiewicz. - Do dziś pamiętam drżenie kolan przed egzaminami, które odbywały się na najwyższej kondygnacji bazyliki, czyli na tak zwanym stryszku. Lista modlitw i formułek „do zaliczenia” liczyła 120 pozycji. Wszystko trzeba było umieć śpiewająco.

Samą uroczystość poprzedziły liczne próby. Wreszcie kościół zapełnił się granatowymi garniturami i białymi sukienkami. - Praktycznie każdy element mojego stroju był zdobyty - przyznaje Iwona Waszkiewicz. - Sukienkę szyła krawcowa ze zdobytej przez mamę białej krempliny (wtedy był to prawdziwy hit), na nogach miałam białe lakierki, na rękach wymarzone ażurowe rękawiczki. A na głowie, oczywiście, loki. Zakręcone na wałki, z którymi spałam. A w domu czekało mnóstwo krewnych i prezentów, na czele z pierwszym w życiu „dorosłym” rowerem. To były wigry 2, seledynowy ze srebrnymi błotnikami. Po prostu cud!

Do tego radziecki zegarek w kolorze złota i superwrotki od chrzestnych - ostatni krzyk mody, bo kolorowe i cicho jeżdżące. Lepsze od tych zwykłych, hałaśliwych.

My z wyżu demograficznego

Wielki tłok - to nieodłączny element wspomnień pierwszokomunijnych posłów Łukasza Zbonikowskiego i Grzegorza Karpińskiego. Obaj przystępowali do Pierwszej Komunii Świętej w roku 1986. Obaj wychowali się w blokowiskach. Pierwszy z nich na włocławskim osiedlu Kazimierza Wielkiego, drugi - Na Skarpie w Toruniu.

- Przyjęcia miały kilka tur, ciągnęły się przez 4-5 niedziel pod rząd - mówi Łukasz Zbonikowski. - W mojej parafii były trzy szkoły podstawowe, każda pękająca w szwach wyżu demograficznego. Pamiętam te nawoływania księży, by w kościele została tylko najbliższa rodzina. Reszta krewnych musiała stać na zewnątrz, żeby pomieściły się dzieciaki. Wyglądaliśmy jak miniaturki młodych małżeństw. Chłopcy w garniturach, a dziewczyny w tych tiulach, koronkach, cudach na głowie... To była prawdziwa rewia mody.

Dziewięcioletni Łukasz podchodził do ołtarza w odbudowywanym wówczas kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego, który kilka lat wcześniej palił się w tajemniczych okolicznościach. - Naszym proboszczem był ksiądz Jan Kawałko. Postać legendarna. To on podjął się odbudowy świątyni wbrew PRL-owskim władzom.

Toruński parlamentarzysta należał do parafii Maksymiliana Marii Kolbego. Wyż rozdzielił go z najlepszym kolegą, którego nazwisko zaczynało się na „S”, więc przyjmowany był w innej turze. - Tylko z mojego bloku do pierwszej komunii szło nas sześcioro. Oczywiście, po południu na podwórku odbyła się wielka giełda prezentów.

Obu przyszłym posłom od maja 1986 roku odmierzały czas „elektroniki”. Zbonikowski dostał zegarek elektroniczny w prezencie („wielofunkcyjny, z melodyjkami”), a Karpiński kupił go sobie zaraz po uroczystości za podarowane pieniądze. Podobnie wspominają też uroczystości w domu. Po polsku wystawne, mimo kryzysu schyłku PRL-u. - To był taki niesamowity bal, a ja odgrywałem rolę gwiazdy imprezy - śmieje się włocławianin.

Fakty

Komunijne trendy w czasach Polski Ludowej

  • W latach 60. ubiegłego wieku Pierwsza Komunia Święta była dla chłopców ważną cezurą. Do przyjęcia szli jeszcze w krótkich spodniach, później mogli założyć już spodnie długie, „dorosłe”.
  • Wbrew pozorom, pierwszokomunijny strój dla chłopców także mógł być problemem. W PRL porządny materiał na garnitur najczęściej był zdobywany poprzez uruchomienie rodzinno-towarzyskich kontaktów. Do końca lat 80. kłopotem było też obuwie. Toruński poseł Grzegorz Karpiński, przyjmowany w roku 1986 roku, pamięta swój lament nad butami. Wszyscy koledzy szli do ołtarza w mokasynach, a jego mamie udało się zdobyć „tylko” sznurowane trzewiki.
  • Komunijna moda dla dziewcząt szczyty rozdęcia osiągnęła, o dziwo, w kryzysowych latach 80. Być może była odpowiedzią na szarość dnia codziennego. Dziesięciolatki wyglądały niczym małe panny młode: w strojonych sukniach, obowiązkowych lakierkach, niektóre nawet z welonami na głowach. Ten trend przecięło wprowadzenie ujednoliconych szatek (alb) dla wszystkich dzieci.

Warto wiedzieć

Składaki dla dziewczynek, chłopcy woleli kolarzówki

  • Najpopularniejszym prezentem pierwszokomunijnym przez cały okres Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej był zegarek. Najczęściej kupowali go rodzice chrzestni.
  • Przez długie lata wybierać można było tylko między radzieckimi i enerdowskimi markami. W latach 80. ubiegłego wieku przedmiotem pożądania każdego przyjmowanego dziecka stał się zegarek elektroniczny, najlepiej wielofunkcyjny z kalkulatorem, kalendarzem, stoperem i kilkoma melodyjkami.
  • Drugie miejsce na top liście podarunków przez dziesięciolecia zajmował w Polsce rower. Najczęściej kupowano popularne składaki „Wigry” oraz nieco większe „Jubilat”. Czasami chłopcy mogli też liczyć kolarzówki „Start” oraz „Sprint”.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski