Do tragedii doszło w nocy, z 30 czerwca na 1 lipca ubiegłego roku. Dzisiaj podejrzani usłyszeli akt oskarżenia.
Katarzyna B. zaczęła rodzić, ale nie wezwała pogotowia ratunkowego. Poród miał odbywać się na stojąco. W jego końcowej fazie dziecko upadło na podłogę i nie dawało znaku życia. Kobieta nie zainteresowała się jego zdrowiem.
Kiedy jej mąż dowiedział się o porodzie, jego przebiegu i śmierci noworodka poszedł do kotłowni, gdzie kobieta wcześniej zaniosła ciałko dziecka. Mężczyzna spalił je w piecu. Szczątki, które nie uległy spaleniu znaleziono później w piecu i w koszu na śmieci.
O TYM PISALIŚMY: Była w ciąży, noworodek zniknął. Został spalony?
Sprawa ujrzała światło dzienne po tym, jak jeden z mieszkańców Radwanic poinformował GOPS, że mimo ciąży w tym domu nie ma dziecka. Pracownicy odwiedzili rodzinę, ale zostali wpuszczeni dopiero, kiedy przyjechali z policją. Kobieta kilka razy zmieniała wersje wydarzeń. Podała nawet, że noworodek został sprzedany do Niemiec.
Małżeństwo B. ma już troje dzieci, ale te, ze względu na zaniedbania zostały im odebrane. Rodzina nie ma najlepszej opinii wśród mieszkańców. Wiadomo, że w tym domu dochodzi do nadużywania alkoholu.
- Katarzyna B. przyznała się do winy, ale podczas zeznań nie wyjaśniła dlaczego postąpiła w ten sposób. Z kolei jej mąż, Krystian B., nie przyznaje się do winy. Odmówił składania wyjaśnień - mówi Barbara Izbiańska, prokurator Prokuratury Rejonowy w Głogowie