Przed rozgrywkami część ekspertów skazywała nasz zespół na grę w barażach. Bydgoska drużyna zajęła ostatecznie 7. miejsce, co dla tych młodych siatkarek jest sukcesem na miarę medalu.
<!** Image 2 align=none alt="Image 186245" sub="Pałacanki grały bardzo ambitnie. Szkoda tylko, że nadal nie przekłada się to na liczbę widzów na trybunach... Fot.: Tymon Markowski">Przed sezonem 2011/2012 klubowi działacze dokonali prawdziwej rewolucji kadrowej. Z poprzedniej drużyny pozostały zaledwie dwie siatkarki (Patrycja Polak i Marta Kuehn-Jarek). Taka decyzja podyktowana była koniecznością „przewietrzenia” składu oraz ograniczonymi finansami.
Sternicy Pałacu postanowili połączyć rutynę z młodością. Do zdolnej młodzieży dokooptowano Magdalenę Mazurek, Natalię Ziemcową, Julię Szeluchinę i Agatę Karczmarzewską-Purę. Takie zestawienie miało zapewnić awans do play-off i spokojne utrzymanie w lidze.
Najpierw ciąża, potem łydka
Niestety, sezon jeszcze się nie rozpoczął, a już pojawiły się pierwsze problemy. W dniu inauguracji okresu przygotowawczego, kibice dowiedzieli się, że Karczmarzewska-Pura zaszła w ciążę i poprosiła o rozwiązanie kontraktu. Działacze znaleźli się w trudnej sytuacji - rynek był już przebrany i trudno było o przyjmującą tej klasy. Ostatecznie wybór padł na Mayvelis Martinez. Wielu kibiców wybrzydzało, przypominając, że „Kubanka z hukiem spadła z ligi z TPS Rumia”. Teraz już wiemy, że bardzo się mylili, bo bez Martinez nie byłoby utrzymania.
Mimo tych perturbacji, Pałac rozpoczął sezon bardzo dobrze - od urwania punktu MKS Dąbrowa Górnicza (2:3 na wyjeździe) i pokonania Gwardii Wrocław (3:0, dom) i Organiki Łódź (3:2, wyjazd). Radość z wygranych przyćmiła jednak kontuzja łydki Julii Szeluchiny. Początkowo wydawało się, że 32-letnia zawodniczka szybko wróci na parkiet. Niestety, stało się inaczej, a doświadczona środkowa kolejne mecze swoich koleżanek oglądała zza band reklamowych.
Głęboka woda
Uraz Szeluchiny wymusił kolejną rotację w składzie. Ciężar gry na swoje barki musiała wziąć zaledwie 19-letnia Justyna Sosnowska, która stała się trzecią - obok Polak i Zuzanny Czyżnielewskiej - młodziutką zawodniczką podstawowego składu.
<!** reklama>Nastolatki zostały rzucone na głęboką wodę, przechodząc przyspieszony kurs dojrzewania. I jak się okazało, najmłodszy zespół w PlusLidze Kobiet wcale nie był dostarczycielem punktów. Polak i Czyżnielewska grały „swoje”. Nieco gorzej wyglądała postawa Sosnowskiej. Zawodniczka w miarę przyzwoicie radziła sobie w ataku, gorzej było w bloku. Słabsze umiejętności powstrzymywania rywalek można jednak wytłumaczyć brakiem doświadczenia.
Jednak dzięki ambicji i zaangażowaniu nasze panie stały się rewelacją sezonu zasadniczego. Wygrywały zdecydowaną większość meczów z zespołami z dolnych rejonów tabeli. Potrafiły też urwać punkty takim tuzom jak: MKS Dąbrowa, Muszynianka i Atom Sopot (ten ostatni zespół grał wprawdzie w nieco eksperymentalnym składzie, ale rezerwy trójmiejskiej ekipy i tak mają większy potencjał niż podstawowa szóstka Pałacu). Ostatecznie bydgoszczanki zakończyły rundę zasadniczą na wysokim, piątym miejscu i były już pewne utrzymania w ekstraklasie.
Najważniejsze było utrzymanie
Niestety, tej lokaty nie udało się utrzymać w play-off. W ćwierćfinale ograł nas Aluprof Bielsko-Biała (dwa razy po 3:0), a potem Gwardia Wrocław (3:1 i 3:0). Ten pierwszy zespół był poza zasięgiem i zasłużenie awansował do strefy medalowej. Była szansa pokonać Gwardię, ale kontuzje wykluczyły z gry Martinez i Ziemcową. W konsekwencji dwudziesty sezon w ekstraklasie Pałac zakończył na 7. miejscu. To kopia wyniku z ubiegłego roku, gdy zespół grał w znacznie mocniejszym składzie.
- Najważniejsze jest utrzymanie. Nie ma dla nas większego znaczenia, czy zajęliśmy szóste, siódme czy też ósme miejsce. Chyba, że ktoś walczy o piątą pozycję, która daje przepustkę do europejskich pucharów. My takich ambicji nie mieliśmy - mówił w minioną sobotę Waldemar Sagan, prezes klubu.
Osobna sprawa, że nawet gdyby pałacanki utrzymały 5. lokatę, to i tak nie ruszyłyby na podbój Starego Kontynentu. Wszystko dlatego, że rok temu klub wycofał się z rozgrywek Challenge Cup za co został ukarany 3-letnim wykluczeniem.
Czy powrót Ewy był potrzebny?
Podsumowując występ zespołu seniorek, nie sposób pominąć wznowienia kariery przez Ewę Kowalkowską. Ikona bydgoskiej siatkówki, która pełni teraz obowiązki menedżera zespołu, dołączyła do koleżanek w fazie play-off. Nie trenowała regularnie i dlatego trudno było oczekiwać od niej cudów - wystąpiła w czterech meczach (wszystkie przegrane), kończąc 7 z 29 ataków (24,1 proc. skuteczności).
Co ciekawe, większość kibiców krytycznie przyjęła jej powrót. Należy zadać sobie pytanie: czy był on w ogóle potrzebny? Przecież młodsze koleżanki Ewy grały doskonale w rundzie zasadniczej i udowodniły, że nie potrzebują wsparcia w play-off. Zwłaszcza, że - jak podkreśla Waldemar Sagan - zespół nie miał ambicji walki o europejskie puchary.
Nie przekonują też słowa Waldemara Sagana, że trener Rafał Gąsior zyskał przez to większe pole manewru. Przecież gdy Ewa wracała, Szeluchina nie grała już od czterech miesięcy i zespół jakoś sobie radził.
Musi powstać spółka
To już jednak przeszłość. Przed działaczami czas budowy nowego składu. Trzeba się wzmocnić, bo - jak mówił ekspert Polsatu Wojciech Drzyzga - „w tym sezonie gra Pałacu polegała w dużej mierze na elemencie zaskoczenia i drugi raz może to się nie udać”.
Jednak pozyskanie nowych siatkarek może okazać się najmniejszym problemem. Większym będzie powołanie do życia spółki akcyjnej (taki wymóg od sezonu 2012/2013 stawia przed klubami profesjonalna liga). Na to, że Pałac wesprze bydgoski ratusz nie ma raczej co liczyć, bo miasto ma tendencje do pozbywania się swoich udziałów w sportowych spółkach.