<!** Image 1 align=left alt="Image 38770" >Umarł starszy pan. Jakoś tam to nawet odnotowano w mediach, choć raczej krótko. Zaraz zresztą informację o jego śmierci przykryły doniesienia o naszej tragedii - dramacie górników w kopalni „Halemba”. Starszy pan więc - a nawet bardzo starszy, bo lat miał 81 - zniknął z łamów i ekranów szybko. Pewnie na dobre. A naprawdę warto go wspomnieć. Bo Robert Altman nie był jakimś tam hollywoodzkim reżyserem. Nie był też, jak czasami go przedstawiano, płomiennym bojownikiem, który Hollywoodowi się nie sprzedał. Był po prostu dla tego Hollywoodu i dla całej popkultury wyrzutem sumienia.
Popkultura zresztą uwielbia takich artystów. Im dotkliwiej pastwią się nad marnościami masowej rozrywki, tym goręcej rozrywkowi herosi biją przed nimi pokłony. Im bardziej obrazoburcze dzieło tworzą, tym więcej słychać ochów i achów, a w debatach popkulturalnych wszyscy deklarują miłość do prawdziwego artysty, mrugając okiem, że jego dzieło to raczej o koledze.
Podobnie było z Robertem Altmanem, przy którego sławie outsidera i nonkonformisty jakoś chętnie każdy się ogrzewał. A Altman od czasów „M.A.S.H” nikogo nie oszczędzał, serwując prztyczki i Hollywoodowi w „Graczu” i na przykład światu mody w „Pret-a-porter”. Bo to właśnie on pierwszy przekuł balon napompowanej rzeczywistości topmodelek i kreatorów. Nie był jednak Altman jakimś fachmanem od dręczenia kultury masowej. Przede wszystkim był specjalistą od amerykańskiej, czy po prostu ludzkiej, natury. I specjalistą od kina. Wszystkim zakochanym w konstrukcjach fabularnych modnego ostatnio Meksykanina Inarritu polecam „Na skróty” pana Roberta, film sprzed wielu lat. Oscara dostał Altman oczywiście „za całokształt”, choć mógł za każdy swój film. I zawsze wymieniano go wśród skrzywdzonych werdyktami artystów, w opozycji do stadka laureatów, którzy Oscara dostali, ale dzisiaj nikt ich już nie pamięta. Swoją drogą, Altman zawsze opowiadał żarciki o tym, że jest staruszkiem z sercem 30-letniej kobiety, bo takie mu przeszczepiono. I rzeczywiście. Był pewnie „najmłodszym facetem w tym wieku”.
Przy okazji śmierci twórcy „Nashville” proszono o wspomnienia o nim naszą aktorkę Figurę Katarzynę, która pojawiła się w „Pret-a-porter”. Pani Katarzyna chętnie i ciepło opowiadała o swojej współpracy z reżyserem. Chyba dłużej niż trwał epizod z jej udziałem w filmie Altmana.