Nasz Czytelnik, który trafił do szpitala im. Biziela, skarży się na słabą opiekę i fakt, że lekarz wyszedł w trakcie dyżuru na mszę. Szpital odpowiada, że pacjenta z jego chorobą w ogóle w szpitalu być nie powinno, a lekarz nigdzie nie wychodził.
- Rwa kulszowa, z którą zgłosił się pacjent, nie jest chorobą stanu zagrożenia życia, o ile nie występują ubytki neurologiczne - uważa Wanda Korzycka-Wilińska, dyrektorka szpitala im. Biziela.
PRZECZYTAJ:Lekarz nie pomógł, bo poszedł na mszę? [KONTROWERSJE]
Szpital dokładnie sprawdził, co działo się w dniu przyjęcia pacjenta. Według lekarza, ubytków neurologicznych u pacjenta nie stwierdzono, więc przekazano go do opieki ambulatoryjnej celem dalszego leczenia. Wyliczono, że od czasu pojawienia się pacjenta w rejestracji do udzielenia pomocy minęła godzina i 36 minut.
OKMR zajmuje się stanem nagłego zagrożenia zdrowia i życia, czyli pacjentami, którym grozi śmierć. - dr Wanda Korzycka-Wilińska
- Leczenie polegało na zmierzeniu ciśnienia i sprawdzeniu ruchomości stawów - mówi pan Grzegorz. - Oddział Kliniczny Medycyny Ratunkowej zajmuje się stanem nagłego zagrożenia zdrowia i życia - pacjentami, którym grozi albo śmierć, albo trwałe kalectwo w wyniku nieudzielenia pomocy. Pozostali powinni być zaopatrzeni w pierwszej kolejności przez lekarza pierwszego kontaktu, w dni świąteczne reprezentuje go „opieka nocna i świąteczna”. Na terenie Bydgoszczy wyznaczono cztery takie punkty - przypomina dyrektorka.
Co dzień na OKMR zgłasza się od 120 do 200 pacjentów, z tego tylko co piąty kwalifikuje się do tego, by zostać w szpitalu. Reszta powinna zostać przyjęta przez lekarza POZ. Liczba przewlekle chorych, którzy pojawiają się na oddziale ratunkowym, wzrasta jeszcze bardziej w niedzielę i święta. - Wiem, co mówił lekarz i wiem, że nie było go przynajmniej godzinę. Proponuję, by do „Expressu” zgłosili się ci, którzy trafili na OKMR w Niedzielę Palmową. Potwierdzą moje słowa - zapewnia Czytelnik.