Indianie Navajo mówią, że wszyscy ludzie, niezależnie od tego, gdzie żyją, uznają podobne wartości. Powinni żyć w harmonii z naturą.
<!** Image 2 align=right alt="Image 54716" sub="W weekend przed bydgoszczanami wystąpili Indianie Navajo. Zaprezentowali się podczas dwóch koncertów">Zespół Blackfire tworzy rodzeństwo: Jeneda, Clayson i Klee Benally. Pochodzą z książęcego klanu rodów „Gorzkiej Wody” i „Wędrujących Ludzi”. Na tournee po Europie Jeneda (wokal, bass) zabrała z sobą 9-miesięczną córeczkę Dahi Tiki, której imię znaczy Koliber.
- Mówimy o rzeczach ważnych - tłumaczy Klee. - O ochronie środowiska, o prawach człowieka. Czujemy się związani z Matką Ziemią. Nasza społeczność żyje w harmonii z naturą.
- Wszędzie spotyka się ludzi, którzy w jakiś sposób są „pierwotni”. Poznaliśmy waszą walkę o Rospudę - dodaje Jeneda. - Widzieliśmy Puszczę Białowieską. To nic, że pochodzimy zza wielkiego oceanu. Łączy nas pokrewieństwo duchowe. I to przekazujemy wykonując utwory tradycyjne oraz nowoczesne. Mówimy o tym samym, choć w różny sposób - twierdzi Jeneda.
<!** reklama left>Indianie Navajo mieszkają z sąsiedztwie Indian Hopi. Plemiona te przez wieki żyły w pokoju. Kiedy pojawił się biały człowiek, który zaczął wydobywać węgiel, rozpoczęły się bratobójcze walki. Dziś Indian ponownie połączyła walka - o środowisko. Starają się uratować Święte Góry. Na jednej z nich przedsiębiorca zbudował ośrodek sportów zimowych i ustawił na jej zboczach armatki śnieżne. Do naśnieżania wykorzystuje ścieki.
- Na to Navajo zgodzić się nie mogą. Sprawę oddaliśmy do sądu - opowiada Klee.
Navajo nie wykonują publicznie tradycyjnych tańców związanych z religią i obrzędowością. Prezentują jedynie te utwory, które towarzyszą indiańskim zabawom i spotkaniom. Do Europy nie przyjechał Jones Benally, nawajski lekarz, członek starszyzny plemiennej, muzyk i tancerz, ojciec członków zespołu Blackfire.