Przemysław Franczak: Gorzka herbata [KOMENTARZ Z PJONGCZANGU]

8 lutego 2018, 17:25

Każde igrzyska mają swoją historię, która tuż przed ceremonią otwarcia staje się leitmotivem światowych relacji – w Soczi na przykład była to niewykończona wioska olimpijska i hotele dla akredytowanych gości – jednak pech Koreańczyków polega na tym, że tym razem padło na wirus. Zwany od teraz olimpijską biegunką. Szczęśliwie, na razie nie stwierdzono zachorowań u sportowców, bo to już byłaby prawdziwa wizerunkowa klapa.

Na razie kwarantannie poddano 1200 pracowników ochrony, a na ich miejsce ściągnięto w trybie pilnym 900 żołnierzy. Kordonów sanitarnych nie ma, nie biegają nigdzie w panice ludzie w białych kitlach, do ptasiej grypy jeszcze daleka droga. Na spotkaniu z lekarzami reprezentacji narodowych komitet medyczny przedstawił jednak listę działań profilaktycznych. Rozwiązania przypominają dobre babcine rady: należy długo myć ręce, nie spożywać posiłków z niesprawdzonych źródeł ani np. z otwartych wcześniej puszek (w domyśle na stołówce w wiosce olimpijskiej), sportowcy nie powinni też żywić się „na mieście”.

Sugestie te nie dotarły, niestety, do biur prasowych (a przynajmniej do tego pod skocznią), gdzie na prośbę o łyżeczkę do herbaty, wskazano nam łyżkę leżącą w kubku z wodą. Precyzyjniej rzez ujmując na stole były dwie takie łyżki. Dla wszystkich. Zabrakło komunikatu: Nie oblizywać! Strach się bać, o czym jutro będą mówić i pisać światowe media.

Wszystko o IO Pjongczang 2018 - polub nas i bądź na bieżąco!