Wczoraj, przed meczem w Klagenfurcie, można było odnieść wrażenie, że Polak – Chorwat (a nie Węgier) to dwa bratanki.
<!** Image 2 align=right alt="Image 87152" sub="Na ulicach Klagenfurtu przyjaźń polsko - chorwacka kwitła w najlepsze. Kibice robili sobie m. in. wspólne zdjęcia / Fot. Radosław Kowalski">Już tradycyjnie dzień przed spotkaniem na ulicach Klagenfurtu nie było zbyt wielu naszych rodaków. Ulice świeciły raczej pustkami, tylko od czasu do czasu można była się natknąć na kibiców w biało-czerwonych barwach, przede wszystkim podczas rodzinnych spacerów. Zupełnie inaczej było od poniedziałkowego poranka.
Kiedy jechaliśmy na wczorajszy mecz z Bad Waltersdorf, na autostradzie A2 co chwila spotykaliśmy auta na polskich rejestracjach (również z naszego regionu). Także na stacji benzynowej 90 km przed Klagenfurtem nie brakowało Polaków. Brakowało jednak tego, co było na porządku dziennym przed spotkaniami z Niemcami i Austrią - głośnych okrzyków i skandowania. Widać, że atmosfera mistrzostw wśród naszych kibiców trochę osłabła - podobnie zresztą, jak wśród piłkarzy na piątkowym treningu.
W okolicach Worthersee Stadion w Klagenfurcie (nazwa obiektu wzięła się od nazwy malowniczego jeziora, położonego kilka kilometrów dalej) z każdą godziną przybywało naszych fanów. I chociaż krzyczeli, skandowali i śpiewali, to nie było to samo, co przed poprzednimi spotkaniami.
<!** reklama>- Nastroje trochę nie te, ale nie można się poddawać - powiedział nam pan Andrzej z Warszawy. - Trzeba wierzyć do końca, że będzie dobrze. Chorwację, która zapewne zagra w rezerwowym składzie, powinniśmy pokonać. Inna sprawa, czy możemy liczyć na Austriaków. Tutaj trochę się tego obawiam, choć tak w głębi serca wierzę, że to my będziemy się mogli radować wieczorem.
Niestety, tego optymizmu nie podzielali bukmacherzy. Co prawda według ich notowań Polsce przyznawano więcej szans na zwycięstwo, to jednak za „wymarzone” 2:0 płacono dosyć duże stawki. A to oznaczało, że ten wynik nie był zbyt prawdopodobny. Najmniej płacono zaś za skromną wygraną 1:0 biało-czerwonych. Także niektórzy nasi rodacy nie liczyli na awans i, próbując zarobić na wczorajszym meczu, odsprzedawali przed stadionem bilety. Zbyt dużego zainteresowania jednak nie było.
Chorwaccy kibice, których w okolicach obiektu było znacznie mniej, niż naszych, bardziej cieszyli się i świętowali zwycięstwo w grupie, niż żyli wczorajszym spotkaniem z Polakami. Nie traktowali tej potyczki w kategoriach „bardzo ważna”.
- Ten mecz jest znacznie ważniejszy dla was, niż dla nas - stwierdził w rozmowie z nami Drażen z Zagrzebia. - Ale nie sądzę, aby nasi zawodnicy „odpuścili” sobie to spotkanie, bo chorwacka duma im na to nie pozwala. W naszym kraju bardziej myślimy już o dalszej fazie turnieju. W ćwierćfinale zmierzymy się z Turkami, i chociaż woleliśmy Czechów, to na pewno jesteśmy w stanie ich pokonać. A to będzie oznaczało awans do strefy medalowej. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego wszyscy wierzymy w to, że nasza reprezentacja dojdzie do finału.
Było takie jedno miejsce na obrzeżach stadionu w Klagenfurcie, skąd dobiegały naprawdę głośne śpiewy i okrzyki. W jednym z barów spotkali się bowiem kibice polscy i chorwaccy. Nieoczekiwanie ci drudzy na „dzień dobry” zaczęli śpiewać „Deutschland, Deutschland Aufwiedersehen”. Jak można się domyślać, Polacy szybko podchwycili pomysł i cała okolicę obiegło bardzo głośne skandowanie. A później fani obu reprezentacji pozowali do wspólnych zdjęć i zasiedli do piwa. Podobnie było także w centrum Klagenfurtu.
Przyjaźń polsko-chorwacka zaczęła więc kwitnąć... Pytanie, na jak długo?