Nie lubi, kiedy ktoś zwraca się do niego „panie pośle”. Woli być „panem profesorem”. A pracę w Sejmie będzie traktował raczej jako naukowy eksperyment. Nie zamierza politykować, chce być fachowcem.
<!** Image 1 align=right alt="Image 4194" >Mirosław Krajewski, profesor zwyczajny zatrudniony w dwóch szkołach wyższych, zapewnia, że nie zapłacił ani złotówki, żeby znaleźć się na pierwszym miejscu na toruńskiej liście kandydatów do Sejmu z ramienia „Samoobrony”. O tym, że przewodniczący Lepper traktuje go aż tak poważnie, dowiedział się przez telefon, w dniu rejestracji list kandydatów w Państwowej Komisji Wyborczej. I choć przekonuje, że poseł polityką zajmować się nie powinien, stał się w „Samoobronie” postacią numer jeden w toruńsko-włocławskim okręgu wyborczym.
Przygoda z SLD
Mirosław Krajewski został posłem 13 października 2004 roku. Do jego zaprzysiężenia doszło po tym, jak poseł Ryszard Chodynicki uznany został za kłamcę lustracyjnego i pozbawiony mandatu. Na oficjalnej stronie internetowej Sejmu RP Mirosław Krajewski figuruje jako parlamentarzysta wybrany z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W sejmie IV kadencji najpierw był jednak posłem niezrzeszonym, a wkrótce potem wszedł do Klubu Parlamentarnego Samoobrony Rzeczpospolitej Polskiej.
- Mój związek z SLD był bardzo krótki i trwał zaledwie parę miesięcy - zapewnia Mirosław Krajewski. - Przed wyborami otrzymałem propozycję kandydowania z, jak się wyrażono, wysokiej pozycji na liście. W praktyce oznaczało to, że wylądowałem na miejscu czternastym. Wkrótce po wyborach przestałem płacić składki członkowskie SLD i uznałem, że moja przygoda z tym ugrupowaniem dobiegła końca.
Polityka za nauką
W swoim otoczeniu Mirosław Krajewski nie krył rozgoryczenia - czuł się bardzo urażony tym, w jaki sposób potraktował go SLD. Utwierdził się w przekonaniu, że w jego karierze na pierwszym miejscu stoi praca naukowa i pedagogiczna. „Posłowanie” to zajęcie drugorzędne.
<!** Image 2 align=left alt="Image 4195" >- Posłowie, jako grupa zawodowa, cieszą się najniższym uznaniem naszego społeczeństwa, a najwyżej cenieni są naukowcy - twierdzi Mirosław Krajewski. - I wcale się temu nie dziwię. Posłowie są od stanowienia dobrego prawa. Muszą więc być fachowcami. Tymczasem nasi posłowie w znacznej większości nimi nie są, za to zajmują się uprawianiem polityki. Ja tego błędu popełniać nie chcę.
Przez niecały rok zasiadania w poselskiej ławie Mirosław Krajewski złożył 33 interpelacje, 2 zapytania, z mównicy sejmowej przemawiał 17 razy. W porównaniu z innymi posłami naszego regionu, którzy pracują w Sejmie od początku kadencji, jest to dorobek pokaźny.
- Jestem pracoholikiem. Potwierdzić mogą to nie tylko moi bliscy, ale także współpracownicy - dodaje kandydat na posła z listy „Samoobrony”. - Cechę tę nabyłem w domu rodzinnym, ponieważ moi rodzice, pochodzący z dobrzyńskiej wsi, całe życie ciężko pracowali na roli. Wprawdzie w 1939 roku kupili sklep w Warszawie, ale w czasie działań wojennych już we wrześniu stracili wszystko i zmuszeni byli wrócić na wieś.
Początki naukowej kariery prof. Krajewskiego nie były łatwe. Rodziców nie było stać na utrzymanie go na studiach w Warszawie, choć dostał się na stołeczny uniwersytet. Zrezygnował ze studiów dziennych i zaczął pracę jako nauczyciel w wiejskiej szkole.
Wkrótce powołany został do wojska. Trafił do jednostki w Toruniu. W trakcie służby wojskowej przygotował się do egzaminu wstępnego na historyczne studia zaoczne na UMK w Toruniu.
Jako dyrektor wiejskiej szkoły w Radzynku obronił pracę doktorską na Uniwersytecie Warszawskim. W latach dziewięćdziesiątych habilitował się i wkrótce został profesorem.
Zdaniem swoich współpracowników, oczkiem w głowie profesora jest Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna we Włocławku, której rektorem został w 1996 roku. Wówczas uczelnia w niczym nie przypominała tej, jaką jest teraz. Studiowało na niej zaledwie 200 studentów, nie miała majątku, nieruchomości ani nawet księgi rachunkowej.
- Zostawiłem WSH-E z majątkiem około 30 milionów złotych, stabilną kadrą naukową i 5 tysiącami studentów - dodaje Mirosław Krajewski. - I choć nie jestem już jej rektorem, nadal tam uczę. I nie zamierzam z tego rezygnować.
Polityka to najnowszy rozdział w życiu Krajewskiego. Z „Samoobroną”, której jest członkiem od kilku miesięcy, związał się dopiero po wejściu do parlamentu. Zaskoczył tym wiele osób ze swojego otoczenia.
- Program socjalny i społeczny, a w części także społeczno-ekonomiczny „Samoobrony” bardzo mi odpowiada - stwierdza profesor. - Zaś do kandydowania z listy tej partii przekonało mnie zapewnienie Andrzeja Leppera, który chce zmienić wizerunek tego ugrupowania. Nie ma być blokad i ciągłych protestów, ale nowa, szeroka formuła polityczna. To czyni „Samoobronę” o wiele bardziej wiarygodną. Sam przewodniczący Lepper już wiele razy zaskoczył mnie swoim merytorycznym podejściem do wielu spraw. Jeśli zaś chodzi o jego ostatni wyrok, to rozumiem i popieram linię jego obrony. Poza tym, wyrok jeszcze nie jest prawomocny, więc na ma co spieszyć się z jego komentowaniem.
Kandydat numer 1
Tajemnicze są okoliczności, w jakich Mirosław Krajewski znalazł się na pierwszym miejscu na swojej liście wyborczej. Do dnia rejestracji listy kandydatem numer 1 miał być poseł Leszek Sułek. Centrala partii w Warszawie zdecydowała jednak inaczej i lokomotywą wyborczą „Samoobrony” w Toruńskiem i Włocławskiem ma być profesor Krajewski. Powiadomiony on został o tym telefonicznie przez prawą rękę Andrzeja Leppera, Krzyszfota Filipka.
<!** Image 3 align=right alt="Image 4196" >- Wcześniej prowadzono ze mną rozmowy i sugerowano, że mogę być na liście wysoko, ale najwyżej spodziewałem się miejsca drugiego - wyznaje Krajewski. - Jeśli lokalni działacze „Samoobrony” czują się tym zaskoczeni, to się im nie dziwię. Ja też byłem zaskoczony.
Formalnie kandydaturę Mirosława Krajewskiego na posła „Samoobrony” zgłosili działacze tej partii z Rypina, gdzie profesor mieszka. Jednak jego kontakty z lokalnymi strukturami partii są znikome.
Sam kandydat zapewnia, że nie zamierza ubiegać się o żadne stanowisko partyjne.
- Gdybym mógł, to najchętniej przez pięć lat nie wychodziłbym z mojego ogródka - uśmiecha się Mirosław Krajewski. - Tu mi jest najlepiej.