Z PAWŁEM CYMCYKIEM, warszawskim analitykiem rynku finansowego, rozmawia Zbigniew Kowalewski.
Prowadzę firmę, nie mam gotówki na zakup towaru albo usługi od partnera, więc biorę u niego kredyt kupiecki. A potem okazuje się, że ktoś mi nie płaci, i moje zobowiązania rosną. Tak dzieje się teraz w Polsce?
Tak. Ale nie popadałbym w tragiczny nastrój. Powiedzmy, że zapala nam się żółte światło ostrzegawcze.
<!** reklama>
Według raportu Narodowego Banku Polskiego, już 40 procent polskich firm nie płaci w terminie swoim kontrahentom. Co się dzieje?
Płatności stają się problemem. Wystawiamy fakturę, pieniędzy nie dostajemy, a podatek trzeba zapłacić... Powstają niebezpieczne zatory płatnicze. Chociaż trzeba podkreślić, sytuacja polskich firm na giełdzie nie jest zła. Obroty rosną, akcje idą w górę. No tak po prostu działa organizm gospodarczy.
Co robić?
Można ratować firmę próbując windykacji. Tyle że skupienie długu czy zlecenie podobnej operacji prywatnej firmie nie poprawi nam stanu konta. W tej chwili skutecznie udaje się odzyskać około połowy wartości należności, czterdzieści procent pożerają koszty. O windykacji sądowej lepiej nie wspominać, bo ta zajmuje w Polsce od 3 do 4 lat. Problem uregulowania prawnego windykacji zaczyna być dość palący.
Skoro notowania giełdy powoli idą w górę, to skąd ten problem zaległych płatności?
Ten, kto ma gotówkę, ma siłę i wykorzystuje mniejszych. To taki kult pieniądza... „Cash is king”, gotówka jest królem. Wolimy trzymać ją u siebie pod łóżkiem i odwlekać płatności. Poza tym - przedsiębiorcy wolą zacisnąć zęby, żeby utrzymać znajomości i kontrakt. Bo może coś z tego będzie później. Najlepszym przykładem jest historia budowy autostrady i Covecu. Mimo że Chińczycy nie płacili polskim małym podwykonawcom, ci prowadzili prace budowlane, korzystając z własnych środków. Wydawali własne pieniądze, których być może potem im brakowało w rozliczeniach z ich partnerami. Podsumowując, nie byłbym zbyt przerażony tym, o czym mówimy, bo musimy pamiętać o jeszcze jednym. Gospodarka jest poddana cyklom. Jak mamy 2-3 lata rozkwitu, to musi przyjść moment kryzysu. Na razie powoli idziemy w górę, to nie jest start rakiety, bardziej jakiegoś dwupłatowca, ale się pniemy.
---
Później, bo później, ale zapłaci

Biznes
Z KRZYSZTOFEM M. MATELĄ, prezesem firmy EBG Investment zajmującej się m.in. windykacją należności, oraz kanclerzem bydgoskiej loży BCC, rozmawia Zbigniew Kowalewski.
Czy polskie i bydgoskie firmy kłopoty z płatnościami?
Tak, poziom wierzytelności jest coraz wyższy. Takie sprawy zależą od stanu całej gospodarki. Teraz mamy do czynienia z ewidentnym spadkiem rozwoju gospodarczego. Należy jednak pamiętać, że taka sytuacja zależy również od wielu czynników lokalnych. Są to na przykład zmiany oprocentowania kredytów czy sezonowość... Latem budownictwo kwitnie, zimą - nie. Istotny jest też czynnik zainteresowania danym produktem czy nawet konsumencka moda. Zainteresowanie się zmniejsza, powstają zaległości.
Czy w regionie mamy jakieś branże specjalnie narażone na ryzyko problemów płatniczych?
Na pewno taką sferą jest uprawa i hodowla. Ale trudno jest mi jednoznacznie wskazać typowo regionalne branże.
Unia Europejska chce naszym firmom pomóc - dostawca będzie mógł żądać zabezpieczenia bankowego. Procedury windykacyjne między krajami też mają być uproszczone. Czy to dobry pomysł?
Nie, Unia nie może prostować krzywizny ogórka. Jestem absolutnym zwolennikiem gospodarki rynkowej. To rynek decyduje o sytuacji finansowej firm, a nie przepisy unijne. W branży mówi się o trzech rodzajach firm: takich, które płacą terninowo, tych, które płacą z opóźnieniem, i tych, co w ogóle nie płacą. Najwięcej firm znajduje się w środkowym sektorze. Czy chcemy współpracować z kimś, kto nam nie płaci? Nie. Wolimy ostatecznie tego, który zapłaci z opóźnieniem, powiedzmy, miesiąca, ale zapłaci. Podniesiemy mu trochę cenę, ale należność dostaniemy.
Czy zatory płatnicze dotyczą tylko regionu, czy całej Polski?
Mówimy o zjawisku globalnym. Aczkolwiek trudno to definiować. Bardzo znaczącą rolę odgrywa rejonizacja, ale to też nie jest tak, że bogatszy region kraju nie ma takich problemów. Możemy mówić, że warszawskie firmy są bogatsze, ale to nie znaczy, że płacą w terminach.