Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydenci Bydgoszczy

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
21 listopada dopiero po raz trzeci mieszkańcy Bydgoszczy sami wybiorą swojego prezydenta. Wcześniej o pierwszym obywatelu miasta decydowali radni lub wojewoda.

21 listopada dopiero po raz trzeci mieszkańcy Bydgoszczy sami wybiorą swojego prezydenta. Wcześniej o pierwszym obywatelu miasta decydowali radni lub wojewoda.<!** Image 2 align=none alt="Image 159918" sub="Pomnik Leona Barciszewskiego przez wiele lat stał przy ul. Mostowej, w ubiegłym roku został przeniesiony na Wełniany Rynek. Fot. Tadeusz Pawłowski">

Ich wybór nie zawsze okazywał się trafny. Tylko jeden z nich zapisał się w pamięci mieszkańców tak trwale, że doczekał się swojego pomnika, skweru, ulicy i szkoły. Nie ma za to swojego... grobu.

Pilnował osobiście

To Leon Barciszewski, człowiek, który szybko stał się w Bydgoszczy po swej męczeńskiej śmierci legendą. W licznych plebiscytach na „Bydgoszczanina XX wieku” zajmował z reguły pierwsze lub drugie miejsce. Czym tak chlubnie zapisał się w pamięci? Przede wszystkim postrzegano w nim dobrego gospodarza. Historycy zgodnie oceniają, że w sporej części to za jego sprawą rozwinął się w naszym mieście w latach trzydziestych przemysł i budownictwo mieszkaniowe, wzrosło znaczenie i ranga Bydgoszczy, zmalało bezrobocie. Prezydent był nadto bezpartyjny i tę swoją neutralność polityczną zachował. To on zainicjował budowę szpitala miejskiego na Bielawkach, elektrowni na Jachcicach i wielu zakładów produkcyjnych. To on zabiegał o włączenie miasta do województwa pomorskiego i to na prawach jego stolicy. Do dziś zachował się żywy przekaz o dystyngowanym panu w cylindrze, który osobiście co dzień wcześnie rano sprawdzał, czy ulice są posprzątane bądź odśnieżone...

Samouk aktywista

Najdłużej w bydgoskim ratuszu, bo aż 22 lata (1949-1971), „królował” Kazimierz Maludziński, samouk i PPR-owski aktywista z Szubina, który dopiero po 10 latach zarządzania Bydgoszczą... zdał maturę. PRL-owscy propagandziści ochrzcili go mianem patrona nauki i kultury, a także budowniczego XX wieku, bo za jego czasów powstały w naszym mieście wyższe szkoły - pedagogiczna i inżynierska, filia Akademii Rolniczej z Poznania, Biuro Wystaw Artystycznych, Filharmonia Pomorska, zbudowano rondo Grunwaldzkie, osiedla Leśne, Kapuściska, Błonie, część Wyżyn. Z drugiej jednak strony to dziedzictwem Maludzińskiego są szpetna „Kaskada” przy Starym Rynku, zrównanie z ziemią cmentarza ewangelickiego przy Jagiellońskiej i zasypanie części Starego Kanału.

Polonezem na polowanie

Za najlepszego gospodarza poza Barciszewskim potomni uznali Wincentego Domisza, który wcześniej terminował jako prezydent Inowrocławia. Jego lata władzy w Bydgoszczy (1973-1982) przypadły na czasy sukcesu, jak i czasy kryzysu. Uznano go za ojca i twórcę nowego Fordonu, budowniczego Wyżyn, Bartodziejów i osiedla Glinki. „Wzór gospodarza i tytan pracy” - mówili o nim współpracownicy. Domisza zwano też fontanniarzem, bo lubił wodotryski. W Bydgoszczy ulokował dwa w centrum miasta: przy Gdańskiej (róg Śniadeckich) i na Mostowej. Domisz odchodził jednak w napiętej atmosferze. W okresie stanu wojennego oskarżono go, m.in., o niegospodarność i... rozbicie służbowego samochodu podczas polowania.

Etykietkę „dobrego gospodarza” przypięto także byłemu obrońcy opozycjonistów w stanie wojennym, a działaczowi SLD w latach 90., Romanowi Jasiakiewiczowi, który równie niespodziewanie obejmował urząd (po rezygnacji desygnowanego na to stanowisko Kazimierza Drozda), jak i go oddawał (sensacyjna porażka w II turze z Konstantym Dombrowiczem, którego w 2002 r. w I turze pokonał stosunkiem 45:25 proc. głosów).

Bij prezydenta!

Czy można sobie wyobrazić prezydenta wywlekanego z ratusza na ulicę i bezlitośnie bitego przez zgromadzony na rynku tłum? Taki los spotkał pierwszego polskiego komisarycznego przezydenta Bydgoszczy, Jana Maciaszka. 20 czerwca 1920 r. został wywleczony z magistratu przez tłum bydgoszczan, domagających się nie tylko natychmiastowego usunięcia niemieckich urzędników, ale pracy i chleba dla Polaków. Maciaszek został dotkliwie pobity, postradał ponadto złoty zegarek i portfel wraz z zawartością. W jego obronie musiała interweniować policja. W efekcie strzelaniny na skrzyżowaniu ulic Długiej i Jana Kazimierza jedna osoba zginęła, 9 odniosło rany od kul. Maciaszek wywalczył potem przed sądem odszkodowanie od magistratu za uszczerbek na zdrowiu w kwocie 700 tysięcy marek.

Wpadka, jakich mało

Bez wątpienia największą wpadką bydgoskich radnych było powierzenie prezydentury Wincentemu Łukowskiemu (1921 r.). Gdy po odejściu Jana Maciaszka rajcy poszukiwali kolejnego kandydata na prezydenta, Łukowski potrafił tak się zaprezentować, że od razu został zaakceptowany. Dopiero po paru miesiącach okazało się, że ten lwowiak z pochodzenia w rzeczywistości nazywał się Ferrus i miał na koncie odsiadkę w ciężkim więzieniu za bandycki napad na pocztę w Małopolsce.

Złożenie urzędu przed upływem kadencji i konflikty z radą miasta były w Bydgoszczy chlebem powszednim. I w II Rzeczypospolitej, i w III. Tak stało się na przykład z Bernardem Śliwińskim, który prezydenturę obejmował w glorii bohatera narodowego jako jeden z dowódców powstania wielkopolskiego, a odchodził w niesławie po oskarżeniach o samowolę i rozrzutność. Podobnie było z Krzysztofem Chmarą i Kosmą Złotowskim. Edwin Warczak z kolei zasłynął ze... strzelania na wiwat z pistoletu gazowego podczas uroczystego rautu w Filharmonii Pomorskiej. Byli też tacy, którzy odchodzili oficjalnie „ze względu na zły stan zdrowia” jak Witold Szukszta czy Józef Twardzicki herbu Drogosław.

Nominacja z czołgu

W kuriozalny sposób urząd objął Roman Borowski, przewodniczący komitetu obywatelskiego w 1945 roku. Ponoć wjeżdżający na czołgu do miasta czerwonoarmiści wybrali go spośród wiwatującego tłumu, mówiąc: „Ty budiosz komandirom”. Temu przedwojennemu oficerowi nie dane było jednak rządzić dłużej niż miesiąc. Nie był „swoim człowiekiem” instalującej się nowej władzy.

Wiele sprzeciwu, ale nie wyrażanego głośno, budziła wśród bydgoszczan nominacja Władysława Przybylskiego, wcześniej kuratora oświaty i wicewojewody, który upoważnił MO do interwencji podczas pamiętnej sesji WRN w Bydgoszczy 19 marca 1981 roku. W czasie stanu wojennego „zesłany” został jako nauczyciel do polskiej szkoły w Libii, ale potem wrócił na eksponowane stanowisko. Był on ostatnim z długiej listy PPR- i PZPR-owskich prezydentów i przewodniczących MRN w Bydgoszczy.

Natomiast o niektórych pierwszych urzędnikach miejskich w Bydgoszczy z dzisiejszej perspektywy niewiele da się powiedzieć poza tym, że... byli. Dotyczy to np. Franciszka Lecha czy Andrzeja Barkowskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!