Majątek po gminnej spółdzielni, który pozostał do sprzedania, to pomieszczenia biurowe, sklep ze środkami ochrony roślin, magazyn, plac opałowy oraz sprzęt: ładowacz, taśmociąg i ciągnik.
<!** Image 2 align=right alt="Image 97671" sub="Zarząd Spółdzielni „Leszek”, brał także udział w tajnym głosowaniu, które wyłoniło likwidatora Fot. Maria Warda">Przed dwunastoma laty Gminna Spółdzielnia w Gąsawie, której członkami byli głównie rolnicy, przekształciła się w spółdzielnię „Leszek”. Większość pracowników GS-ów została zwolniona. Niewielka część dotrwała do emerytury. Funkcję prezesa „Leszka” powierzono Alojzemu Grochowalskiemu. „Leszek” miał kilka sklepów wiejskich, piekarnię, dom, dużą salę niedaleko jeziora i bardzo duże podwórko, na którym mieściły się: plac opałowy, magazyny, biurowiec. Wszystkie nieruchomości zostały wydzierżawione.
- Pieniądze z dzierżaw szły głównie na pensje dla prezesa i księgowej - mówi były pracownik GS-ów, którego wykluczono z listy członków.
Mijały kolejne lata i dawni członkowie zapominali już o istnieniu spółdzielni. Środowisko ożywiło się pod koniec ubiegłego roku, kiedy ludzie dowiedzieli się, że ma być sprzedana piekarnia.
<!** reklama>- Grochowalski brał za dzierżawę dwa tysiące miesięcznie i pieniądze te „przejadł” z księgową - mówi nasz rozmówca. - Piekarni nie remontował, a była dochodowa, bo chleb tam pieczony cieszył się dużym powodzeniem.
Piekarnia została sprzedana w przetargu ograniczonym. Podobnie Alojzy Grochowalski wyzbywał się sklepów wiejskich oraz budynku niedaleko jeziora, w którym obecnie mieści się restauracja. Dzierżawiący magazyny na placu, gdzie spółdzielnia ma swoją siedzibę, mieli nadzieję, że także będą mogli kupić te obiekty w przetargu ograniczonym. Mylili się. Na ostatnie walne zebranie członków przygotowano uchwały o nieograniczonym przetargu. Mieczysław Gęsicki, członek spółdzielni „Leszek”, wnosił aby zmienić zapis i sprzedać majątek w przetargu ograniczonym i tym samym aby umożliwić nabycie obiektów mieszkańcom gminy Gąsawa, pragnącym prowadzić działalność gospodarczą. Ta propozycja została odrzucona większością głosów.
- Nie zależy mi, kto kupi te obiekty, może mieszkać nawet na Śląsku - mówiła dawna pracownica.
Alojzy Grochowalski prosił jednak członków, aby wyrazili zgodę na sprzedanie w przetargu ograniczonym wyłącznie do członków spółdzielni, maszyn (taśmociągu, ładowacza i ciągnika) i takie przyzwolenie otrzymał.
Alojzy Grochowalski, został wybrany jednogłośnie na likwidatora spółdzielni. Jednak zanim doszło do głosowania, zapowiedział, że nie będzie tolerował żadnego konkurenta i zrezygnuje z kandydowania.
- Wypełnił się czas - podsumował między innymi swą 12-letnią działalność Alojzy Grochowalski. - Sprzedawaliśmy mienie, ale dzięki nowym właścicielom te obiekty kwitną. Nic nie zostało zmarnowane.