Recenzja filmu Diuna. Czy warto iść do kina?
A potknięciu nikt by się tu specjalnie nie dziwował, bo na „Diunie” potykali się najwięksi. Pan reżyser Denis Villeneuve udowodnił jednak, że można zderzyć się ze ścianą i wygrać, a nawet zbudować zamek na piasku, jak się ma pomysł. Bo co pan Denis zrobił? Tak wypreparował intrygę, że uniwersum świata „Diuny” stało się czytelne. Nie przegiął z mistycyzmem, co paru mistrzów sprowadziło już na granice groteski. Zmajstrował „Diunę” jak poważny dramat, a nie niby-dramat naszpikowany żarcikami, uniknął więc infantylizmu. No i wreszcie formalnie – zwłaszcza wizualnie – zrobił ten film tak, że pialibyśmy z zachwytu nad „Diuną” nawet wtedy, gdyby cała reszta wyszła średnio.
Tak więc mamy przyszłość, której wizja daleka jest od tego techniczno-wojackiego imaginarium, jakie zwykle dostajemy. Wszechświatem rządzi pan imperator, który właśnie zabiera koncesję na eksploatację najcenniejszej substancji kosmosu rodowi bezwzględnych imperialistów i daje ją rodowi bardzo szlachetnemu. Oczywiście to polityczna pułapka, ale nasi honorowi Atrydzi nie mogą odmówić. Ruszają na piaszczystą do bólu planetę – Arrakis - żeby dalej doić ją z substancji, ale i rozwiązać parę problemów. Dziedzic rodu dla miejscowych jest jednak kimś więcej niż tylko dostojnikiem. To ktoś w rodzaju galaktycznego mesjasza.
Polecamy
W „Diunę” włożono sporo różnych motywów. Jest tu i kolonializm naszej ery – czasów wojny o ropę blisko morza, jak śpiewał klasyk. Jest żyłowanie ekologiczne planety aż do samozagłady. Jest mistyka wiary w wybrańca… Villeneuve to wszystko tylko nienachalnie szkicuje – ale robi to na tyle wyraziście, że się nie gubimy - koncentrując się raczej na przemianie głównego bohatera, zaplątanego w dylematy z najwyższej półki. To wszystko nie przeszkadza nam na szczęście w poddaniu się plastycznej stronie filmu. Smakowitej, bo trudno się do czegoś przyczepić, no, może tylko trochę za bardzo gra się tu ciepłymi i zimnymi kolorami przy opowiadaniu o emocjach i postaciach… Mamy za to sporo odwagi w zmienianiu tempa chociażby, a piękne, kontemplacyjne ujęcia w takim megawidowisku to jednak rzadka rzadkość.
Cóż, pan Villeneuve - twórca mrocznie nerwowego „Sicario” czy kontynuacji „Blade Runnera” - przyjedzie wkrótce do Torunia na EnergaCameriamge odebrać laur wybitny. Po „Diunie” jasne jest, że to festiwal jakby stworzony dla niego.
