<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Kto jest dzisiaj tym wielkim nauczycielem wiedzy wszelakiej, który pokazuje nam, jak działa świat? Nie, nie jest to szkoła, a przynajmniej nie tylko. Nie jest to też, tak jak kiedyś, podwórko. To pan telewizor. To dzięki niemu dziatwa i dziatwa starsza kształci się skrupulatnie co dnia. To on dostarcza informacji i pokazuje, co jest trendy. I najważniejsze - układa nam w głowach hierarchię. Bo przecież coś, o czym trąbi się w telewizorze, musi być ważne, a coś, czego w nim nie ma, nie istnieje. I pewnie często wkurza to nie tylko mnie. Ale, o dziwo, telewizyjna popkultura ma też pewne zasługi dydaktyczne.
<!** reklama>Weźmy choćby edukację prawną ludu polskiego. Otóż nasze prawo ma dzisiaj jedną twarz - i wcale nie jest to ani okrągła buźka eksministra Ziobry, ani wyraziste lico innego eksministra, zwanego przez złośliwców Paździochem. Polskie prawo jest urodziwą blondynką i nazywa się Anna Maria Wesołowska. Co dnia, na zmianę z innym panem sędzią, pani Anna Maria naucza maluczkich - w ramach serialu typu court-show - jak wygląda proces, jak należy się w sądzie zachowywać, co jest przestępstwem, a co tylko moralną niegodziwością. I powiem szczerze - bałem się o ten program, bo to przecież stosunkowo tani, importowany format „poobiedni”, występują tu naturszczycy, a nasze procedury prawne są mniej wciągające niż choćby te w USA. I bałem się niepotrzebnie, bo choć warsztatowy majstersztyk to nie jest, to wartość dodaną ma olbrzymią.
Bo co tu dużo gadać, po czasach komuny, a potem dzikiego kapitalizmu, nie tylko wciąż mało wiemy o przepisach prawa, ale też podchodzimy do ich egzekwowania na dużym luzie. Mam też wrażenie, że ciągle znikome jest u nas poczucie siły prawa - a przecież karzące ramię sprawiedliwości może nam zmienić życie w jednej chwili.
Cóż, pani Anna Maria Wesołowska, która w realnym sędziowskim życiu dorobek ma solidny (zajmowała się choćby łódzką „ośmiornicą”), przejdzie do naszej pophistorii jako Wielki Edukator. No a przy okazji robi świetną reklamę zawodowi sędziego, bo przecież i w tej profesji - jak w każdej innej - są ludzie i ludziki. O czym przekonał się każdy, kto parę razy z jakiegoś powodu do sądu trafił.
Popkultura ma za to ostatnimi laty sporo za uszami, jeśli chodzi o wyjątkowo modne w ostatnich latach seriale, w których pokazuje się policyjną kuchnię. Psychologia postaci tam nie istnieje, całość zaś skupia się na policyjnych procedurach i popisach różnych speców od kryminologii. Niby pokaz siły i skuteczności, ale jednocześniem trącący plastikiem, bo stróże prawa są tu zawsze skuteczni, a przy tym tak mili, że uśmiechają się nawet wtedy, kiedy jakiś ledwo odrośnięty od ziemi żulik obrzuca ich błotem.
No a potem przychodzi rzeczywistość. Pamiętam, że po tym, jak się do mnie włamano, łaziłem po różnych przesłuchaniach - i ciągle słyszałem: „Panie, tu nie „W-11”, tu tak szybko nie będzie”. I nie było.