<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/jakubowski_jaroslaw.jpg" >Wyobrażam sobie wściekłość policjantów i strażaków, kiedy usłyszeli, że zarwali weekend z powodu - nie bójmy się tego słowa - debilnego wybryku znudzonych obywateli. Na służbie nikt nie pyta, czy alarm jest prawdziwy, czy fałszywy, idzie się na akcję zawsze w dobrej wierze, zakładając dobre intencje zgłaszającego. W przypadku akcji pod Nowem ratownicy zostali wystrychnięci na dudka, a budżety policji i straży pożarnej (więc de facto kasa państwowa) narażone na duże i zbędne wydatki.
W tym kontekście ze wszech miar słuszne wydaje się rozumowanie świeckiej prokuratury, która fałszywe zawiadomienie o wpadnięciu do Wisły kwalifikuje jako narażenie ratowników na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. To już nie przelewki, ale poważne przestępstwo zagrożone karą od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Sąd może również nakazać „kawalarzom” pokrycie kosztów akcji poszukiwawczej. Biorąc pod uwagę stopień społecznej szkodliwości tego typu czynów, Temida nie powinna być w tym przypadku pobłażliwa.
<!** reklama>Policja głośno się tym nie chwali, ale ma dziś daleko idące możliwości sprawdzania, z którego miejsca na kuli ziemskiej wykonano połączenie. Może się to nie podobać przeciwnikom ingerowania w prywatne życie obywateli, ale prywatność nigdy nie może być stawiana nad bezpieczeństwo publiczne. A już fałszywe alarmy bombowe, zwłaszcza w szpitalach, powinny być ścigane z użyciem wszystkich środków, tak samo jak akty terroryzmu. Bo jak inaczej nazwać działanie, które dezorganizuje życie zbiorowe i naraża na niebezpieczeństwo wiele osób?