Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznać Jasia [WYWIAD]

Emilia Iwanciw
Kiedyś zapytałem grupę doświadczonych nauczycieli, jak rozumieją swoje nauczycielstwo - i wtedy zapadła krępująca cisza. Ujrzałem zdziwione miny.

Kiedyś zapytałem grupę doświadczonych nauczycieli, jak rozumieją swoje nauczycielstwo - i wtedy zapadła krępująca cisza. Ujrzałem zdziwione miny.
<!** Image 3 align=none alt="Image 220139" sub="Fot.: Miasta Kobiet">
- Już za chwilę w radiu, gazecie i telewizji, jak co roku, pojawią się głosy niezadowolonych dzieci i nastolatków: „znowu do budy”. Dlaczego większość uczniów niechętnie wróci do szkoły?
- Uczniowie i rodzice zaczną lamentować, bo skończą się wakacje, które z pewnością większości z nich kojarzą się pozytywnie. A szkoła rzadko uznawana jest przez dzieci za fajne miejsce.
<!** reklama>
- Zastanawiam się, jaka by musiała być szkoła, by chciało się do niej wracać?
- Powinna przestać realizować wyłącznie obowiązek oświatowy, co robi obecnie. Musiałaby stać się miejscem rekreacji, zabawy i nauki, która daje olbrzymie możliwości do indywidualnego rozwoju i kreacji.
- Widzę oczami wyobraźni taką szkołę, w której nauczyciele zamiast egzekwować wiedzę, potrafią nią zarazić. Szkołę, w której dzieci są wspierane w indywidualnym rozwoju, a nie rozliczane z podstawy programowej. Może jednak taka szkoła to utopia?
- Niekoniecznie! To jest oczywiście możliwe, tyle że trudne w realizacji. Model edukacji musiałby ulec zmianie. Potrzebne byłoby przy tym uwolnienie potencjału wszystkich pracujących w szkole ludzi: począwszy od woźnego, poprzez administrację, skończywszy na nauczycielach. Wychowawca, pedagog, nauczyciel powinien kojarzyć się dzieciom po prostu z fajnym człowiekiem, o ciekawych zainteresowaniach i otwartym na współpracę. Obecnie jednak szkoła koncentruje się na innych zadaniach. Jej celem jest przede wszystkim dbanie o realizację tzw. podstawy programowej, o to, by szkoła działała sprawnie administracyjnie.

- Za tym wszystkim, co Pan wymienia, stoją przecież konkretni ludzie. Ja jako rodzic mogę mieć żal do systemu, do rządu, szkoły, ale głównie mam żal do nauczycieli.**Dlaczego tak niewielu jest pedagogów, którzy są lubiani przez uczniów, jednocześnie zachowując autorytet?- Problemem jest kształcenie nauczycieli, nie wspominając już o właściwym naborze i selekcji do zawodu. Uniwersytet kształci nauczycieli jedynie na odpowiednich specjalnościach pedagogicznych, np. na tzw. edukacji wczesnoszkolnej. Dlatego, moim zdaniem, edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna ma się w Polsce całkiem dobrze. W każdym innym przypadku studenci kształcą się zasadniczo na kierunkach, na biologii, matematyce, geografii…
- Kończą przecież kurs pedagogiczny…- …No właśnie, dzisiaj nazywa się to modułem nauczycielskim. Wszystko obliczone jest zaledwie na dwieście kilkadziesiąt godzin. Wielu studentów zalicza moduł nauczycielski tak na wszelki wypadek. To jednak zdecydowanie za mało, by stać się dobrym pedagogiem. W takich sytuacjach nie unikniemy przypadkowości i zwykłej nieudolności. Kiedyś zapytałem grupę doświadczonych nauczycieli, jak rozumieją swoje nauczycielstwo - i wtedy zapadła krępująca cisza. Ujrzałem zdziwione miny. Dziś większość nauczycieli nie myśli o swojej pracy w kategoriach misji. To niemodne. Niewiele osób chce nawet o tym rozmawiać. Między innymi dlatego, że edukacja dziś to przede wszystkim chodzenie do szkoły i odrabianie lekcji. Nauczyciele także mają swój biznesplan, którego częścią są podstawy programowe, testy, egzaminy, olimpiady, rankingi…
- To nie do końca ich wina, że muszą gonić za rankingami, wypełniać dokumenty, wyciągać średnie. Tu będę bronić nauczycieli. Tak działa system.- Zgoda! To głównie wina systemu! Gdyby uwolnić nauczycieli od przymusu wypełniania masy niepotrzebnych dokumentów i realizowania niepotrzebnych często rzeczy, a na dodatek, gdyby stworzyć warunki do uwolnienia ich potencjału, to okazałoby się, że mamy mnóstwo wspaniałych, kreatywnych pedagogów.
- W swoim otoczeniu obserwuję, że coraz więcej rodziców próbuje alternatywnych form nauczania domowego, tworzą fundacje, chcą otwierać szkoły z autorskim programem. Rodzice dzieci, które uczęszczają do alternatywnych przedszkoli, jakie już są w naszym mieście, nie chcą zapisać swoich dzieci do zwykłej, osiedlowej szkoły, jak mówią „oddać na zmarnowanie”.**- Rozumiem podobne odruchy, bo szkoła - niestety - daje sporo powodów, by tak o niej myśleć. I rodzice nie są w tym bynajmniej odosobnieni. Są całe grupy i środowiska nauczycieli, które otwarcie krytykują obecny systemu nauczania. W Internecie roi się zresztą od portali i stron poświęconych alternatywnej edukacji. Np. na facebooku znajdzie pani fanpage’a „Superbelfrzy RP”. Gorąco polecam! Jakiś czas temu przejęty rodzic zamieścił tam wpis z zapytaniem, czy ma się z tego faktu cieszyć, czy raczej czegoś obawiać, że córka ukończyła gimnazjum ze średnią 5,6?

- Obawiać? Chyba powinien być dumny. Może dziecko jest doskonałe we wszystkim?
- To mało prawdopodobne. A ów rodzic boi się właśnie tego, że średnia ta oznacza opanowanie podstawy programowej, nie stoją zaś za nią bardziej pożądane kompetencje. Mogę Pani zacytować fragment tego wpisu.
- Chętnie posłucham.
- „Co oznaczają prawie same piątki i szóstki”? Czy najwyższe noty dotyczą także osiągnięć w zakresie ciekawości, dociekliwości, wnikliwości, wątpliwości, poszukiwania różnorodności i sprzeczności, ochoty do zadawania pytań, skłonności do niedowierzania i wyrażania sprzeciwu, odwagi i pokory, nieobojętności, umiejętności słuchania, taktu, finezji, delikatności, okazywania szacunku, umiejętności prowadzenia dialogu?**Głupie pytania zadaję, prawda? Te osiągnięcia nie są w zakresie zainteresowania szkoły? Nie są ujęte w podstawie programowej?(…)”
- Obawiam się, że te umiejętności nie tylko nie są ujęte w podstawie programowej. One nie są doceniane przez większość nauczycieli.- Sam miałem podobne doświadczenie. Przeprowadziłem kiedyś eksperyment, rozdając nauczycielom zeskanowane świadectwo. Widniały na nim, od góry do dołu, same oceny bardzo dobre. Zapytałem, co mogą powiedzieć o takim uczniu? Czy na podstawie takiego dokumentu, który zresztą wędruje za uczniem do kolejnej szkoły, powiedzą coś o typie jego umysłowości, o jego predyspozycjach czy możliwościach? Oczywiście, pojawił się problem z udzieleniem odpowiedzi. Wpis owego rodzica i ta sytuacja, o której wspominam, doskonale obrazują to, czego w szkołach brakuje. Nie gromadzimy w żaden sposób wiedzy na temat potencjału uczniów. A to mogłoby być bardzo pomocne w edukacji. Rozwijając mocne strony u każdego dziecka, można by uniknąć edukacyjnych porażek i zagubienia, które obserwuję u gimnazjalistów czy maturzystów, a zwłaszcza u tych ostatnich. Wielu z nich nie zdaje sobie nawet sprawy z własnych mocnych stron czy słabości.
- Stąd całe obecne pokolenie niezdecydowanych, niesamodzielnych, niewiedzących, co chcą robić w życiu?- Też! I to jest coraz większy problem społeczny! To już nie tylko kwestia do jakiegoś potraktowania podczas okolicznościowej pogadanki, ale do natychmiastowej realizacji w nauczaniu. To ogromne wyzwanie dla nauczycieli i całego systemu edukacji. Wszelkie badania i prognozy pokazują, że będzie dochodziło do coraz większego zróżnicowania w społeczeństwie. Zjawisko dosięga właśnie szkolnej edukacji i tu należy doszukiwać się przyczyn. Zabrzmi to może brutalnie, ale wygrają Ci, zarówno rodzice, jak i uczniowie, którzy będą po prostu świadomi zmian, jakie nastają, i którzy zmierzą się z wyzwaniami. Cała potężna grupa nieświadomych uczniów, niezdolnych do odczytywania i określania swoich możliwości, będzie mieć poważne problemy w swoim dorosłym życiu z odnalezieniem się na rynkach pracy, Wielu będzie miotać się w swoim niezdecydowaniu, czasem przekonaniu o swojej bezwartościowości. Rodzice, którym wciąż wydaje się, że dziś wystarczy posłać dziecko do szkoły, a reszta zrobi się sama, są w błędzie.
- A jednocześnie rodziców, którzy potrafią być dla swojego dziecka również psychologami, pedagogami i coachami, nie ma zbyt wielu…- Dlatego moim zdaniem polska szkoła powinna przełożyć akcent z modelu nauczania przedmiotowego na rozpoznawanie potencjału uczniów i umiejętne nim zarządzanie. Zdobywanie wiedzy jest bardzo istotne i tego nie kwestionuję, ale na samych świadectwach kwalifikacyjnych nie da się przygotować młodych do dorosłego życia. W wielu dziedzinach nawet ważniejsze są umiejętności i kompetencje. Tzw. miękkie wartości są obecnie bardzo pożądane na rynku pracy. Na fizyce, geografii czy biologii młodzi ludzie ich nie wykształcą. Zamiast tego zdobywają masę wiedzy encyklopedycznej i muszą robić rzeczy, do jakich ich umysł w wielu przypadkach się nie nadaje. Sama pani, jako rodzic, zna z pewnością sporo takich przykładów.
- Przykład z życia: chłopiec, który nie ma słuchu muzycznego, musi odśpiewać na muzyce przed całą klasą kilka infantylnych piosenek. Rozumiem, czemu on się przed tym wzbrania. Nie każdy umie i musi umieć śpiewać. Koledzy go wyśmieją. A jednak zaśpiewać trzeba, bo inaczej pała. Dlaczego nie ma alternatywy? Niech śpiewają dzieci uzdolnione muzycznie, a te z talentami w innych dziedzinach niech na przykład piszą opowiadania…- Przykład, który pani przytoczyła, doskonale obrazuje, ile czasu i energii dzieci oraz rodziców się marnuje. Taki chłopiec, zamiast po raz dziesiąty ćwiczyć piosenkę na muzykę, mógłby rozwijać się w dziedzinie, w której po prostu jest dobry. Dlaczego jego umysł jest represjonowany koniecznością śpiewania piosenek? Jaką korzyść on osiągnie, jeśli już wiadomo, że nie jest wokalnie uzdolniony? Polska szkoła jest jednak bardzo opresyjna, to kolejny problem.
- Nie da się chyba jednak zindywidualizować nauczania na tyle, by każde dziecko mogło podążać za swoimi zdolnościami.- Można, ale oczywiście w innym systemie edukacji! Uważam też np. - i tu pewnie wygłoszę kontrowersyjną tezę - że dzieci, które nie są dostatecznie dobre w jednym, dajmy na to w samym pisaniu, w rozumieniu kaligrafowania czy w ortografii, bo mają dysgrafię czy dysortografię, nie powinny spędzać zbyt wiele czasu na próbach doskonalenia tej umiejętności.
- Dlaczego?- Też pani podam przykład z życia. Pewien chłopiec ma dysleksję, co zostało dość wcześnie zauważone. Rodzice chodzili z nim do poradni, regularnie, a poza tym codziennie z nim ćwiczyli. Ta nauka nie przynosiła specjalnych efektów, choć cała rodzina była skupiona wokół tego problemu. W końcu ojciec, na jednym ze spotkań w poradni, zapytał: „A co z mocnymi stronami mojego syna? Kiedy i jak mają się rozwijać jego talenty, skoro każde popołudnie poświęcamy na to, by naprawiać jego „defekty”? Na czym on ma budować swoje poczucie własnej wartości, skoro jest codziennie zmuszany, oczywiście „dla swojego dobra”, do żmudnej pracy, jakiej jego umysł nie jest w stanie sprostać? Czy nie lepiej by było, gdyby inaczej zarządzać tym czasem, bo w takiej sytuacji nie starcza go na nic innego, tylko na odrabianie lekcji i ćwiczenia korekcyjne. A gdzie reszta? Gdzie mocne strony dziecka?
- Co usłyszał w odpowiedzi?- Nic. Zapadła cisza. A w każdym razie nie usłyszał nic konstruktywnego, co by go przekonywało czy namawiało do czegoś. Zerwał więc - by tak rzec - z uporczywą terapią dziecka, godząc się z tym, że jego syn nie będzie mistrzem ortografii, ale zakładając, że z pewnością ma jakieś inne atuty, na których będzie mógł zbudować swoje poczucie własnej wartości i rozwijać swój potencjał w zgodzie ze swoimi predyspozycjami.
- Po to są autorytety: psycholog, pedagog, logopeda, by mówić rodzicom, co powinni zrobić, gdy pojawia się problem. I troskliwi rodzice wykonują ich zalecenia. Taka samodzielność w myśleniu i odwaga rodzica, jaką Pan opisał, nie zdarza się często.- Zdaję sobie z tego sprawę. To dowodzi, że szkoła nie jest dobrze zorganizowana. Nie twierdzę nawet, że ojciec ów postąpił w sposób jedynie słuszny, twierdzę natomiast, że cały system źle funkcjonuje. Całkowicie z pola widzenia znika nam przesłanie ze znanego powiedzenia, że aby Jasia nauczyć matematyki, nie wystarczy znać matematykę, ale trzeba też poznać Jasia. Trzeba chcieć poznawać Jasia! Zmiany są więc konieczne!
- Ma Pan pomysł na takie zmiany?- Dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie szeroko pojętego doradztwa edukacyjnego, jeszcze lepszym - wykształcenie i wprowadzenie do systemu nauczania menedżerów edukacji, którzy zajęliby się rozpoznawaniem potencjału u dzieci i młodzieży. Tacy doradcy funkcjonują już na Zachodzie. Usiłowałem nawet przekonywać do takich pomysłów i takich rozwiązań na uniwersytecie, ale moja propozycja nie spotkała się ze zrozumieniem. Usłyszałem, że jest doradztwo zawodowe, a poza tym, że nie ma doradcy edukacyjnego na liście zawodów. A przecież to są dwa różne obszary działania. Zanim młody człowiek zmierzy się z wyzwaniami zawodowymi, ma najczęściej przed sobą jeszcze sporo lat nauki.
- W podjęciu ważnych edukacyjnych decyzji mogliby pomóc rodzice, jednak niewielu potrafi krytycznie spojrzeć na własne dziecko.- A wybór profesji musi oznaczać zdolność do krytycznej oceny możliwości konkretnego dziecka. Myślenie o zawodzie czy zawodach musi poprzedzać myślenie o samym sobie, swoich predyspozycjach i umiejętnościach. Pomoc doradcy zawodowego jest oczywiście wskazana, ale nieco później - w sytuacji, gdy młody człowiek potrafi już rozmawiać o swojej przyszłości i ścieżce kariery, gdy ma jakiekolwiek wyobrażenie o tym, co chciałby w owej przyszłości robić. Gdy ma z tym problem, oznacza to - mówiąc językiem szkolnym - że nie odrobiono z nim innych lekcji. Dlatego najpierw zaprojektowałbym w systemie kształcenia elementy doradztwa edukacyjnego, zwłaszcza gdy nauczanie skoncentrowane jest na kształceniu przedmiotowym. Inna rzecz, że i doradztwo zawodowe jest jakoś nieudolnie wkomponowane w nasz system kształcenia, bo też pojawia się poniewczasie…
- Wtedy, kiedy już jest często za późno.- No właśnie! Gdy zagubiony młody człowiek już skończył nieodpowiednie dla siebie studia i teraz może się najwyżej przekwalifikować. Młodzi ludzie, nawet jeśli sporo wiedzą z obszarów nauczanych przedmiotów, to ciągle najmniej wiedzą o sobie i swoich możliwościach.
- Co by musieli zrobić ci młodzi, którzy muszą podjąć decyzję o wyborze liceum, studiów, kursu, szkolenia?- Znaleźć dobrego doradcę, to znaczy poprosić o takie doradztwo wychowawcę czy innego nauczyciela, który w jakimś stopniu zna danego ucznia bądź miał okazję go poznawać. Warto pamiętać też o takich rzeczach, o których od dawna nie rozmawiamy albo które są niesłusznie zmarginalizowane czy wręcz lekceważone. A więc np. warto przypomnieć sobie swoje wizje czy marzenia z dzieciństwa. Wiele z nich, które zostały wyśmiane kiedyś przez rodziców, kolegów albo po prostu pominięte, może mieć ogromne znaczenie. Może mamy talent do projektowania, szycia, a może zawsze pociągały nas militaria i doskonale odnajdziemy się w wojsku. Może jako dzieci składaliśmy modele samolotów i świetnie nam szło, więc mamy smykałkę do konstruowania, możemy sprawdzić się jako inżynierowie. I tak dalej, i tak dalej. Wielu z nas zdusiło w sobie takie czy inne marzenia, a warto się do nich odwołać... Dlaczego pani się śmieje?
- Pomyślałam o moim synu, który nagrywa filmy, ma swój kanał na youtube i marzy, by zostać let s playerem. Taki ktoś na żywo gra w gry komputerowe, a inni to oglądają.- Proszę się z tego nie śmiać, bo to się może przerodzić w przyszłości w coś fajnego, a nawet poważnego. Są takie pasje, których dzieci się wstydzą, bo rodzice się z nich śmieją, machają na nie ręką, mówiąc, żeby zajęły się szkołą, lekcjami, bo to jest najważniejsze. Celujemy w dzieci sloganami, którymi nas wcześniej karmili nasi rodzice. Nie wsłuchujemy się natomiast w sygnały, jakie nam wysyłają. Nietrudno jest przegapić talenty czy pasje u swoich dzieci i sprawić, że zostaną wtłoczone w schemat, który do nich kompletnie nie pasuje. Zachęcam, by nie deprecjonować zmieniających się zainteresowań u dzieci, raczej je na swój sposób kolekcjonować i uważnie obserwować.**


<!** Image 5 align=left alt="Image 220141" >*dr hab. Mariusz Zawodniak

nauczyciel akademicki, publicysta i doradca edukacyjny, autor projektu Szkoły Nowej Generacji, prowadzi blog zatytułowany „Co z tą szkołą”: www.zawodniak.natemat.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!