Z dr. MARIUSZEM CZYŻNIEWSKIM, rzecznikiem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Sławomir Bobbe.
Wojewódzki Szpital Zespolony
w Toruniu, złożony z toruńskiego Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego, Samodzielnego Wojewódzkiego Centrum Stomatologii
i Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Ludwika Rydygiera, stara się o status placówki uniwersyteckiej. Czy ma na to szansę?
Takie starania ze strony szpitala są podejmowane od dawna. Uniwersytet Mikołaja Kopernika chce, by do porozumienia doszło. Nie jest to jednak plan na najbliższy czas.
<!** Image 2 align=none alt="Image 160939" sub="Tak będzie wyglądał na zewnątrz Wojewódzki Szpital Zespolony im. Ludwika Rydygiera w Toruniu po modernizacji. Wizualizacja: Urząd Marszałkowski">
Co stoi na przeszkodzie temu ambitnemu przedsięwzięciu? WSZ prowadzi poważne inwestycje, wkrótce utworzy kardiochirurgię dziecięcą, rozbuduje stomatologię...
Główną i najważniejszą dla nas sprawą jest obecnie przeprowadzenie restrukturyzacji dwóch bydgoskich szpitali uniwersyteckich. I ustabilizowanie ich sytuacji finansowej. Dopiero w momencie, gdy poradzimy sobie z tym problemem, będziemy rozmawiać o losach Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego
w Toruniu.
Czyli sprawa rozbija się o pieniądze?
Nie tylko, ale dobra sytuacja Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu jest oczywiście mile widziana. Choć z drugiej strony, Szpital Uniwersytecki im. Biziela przejmowaliśmy również zadłużony, ale połowę zadłużenia wziął na siebie marszałek województwa. Tak naprawdę byłaby to zmiana głównie formalna. Przecież UMK od dawna współpracuje z toruńskimi szpitalami. Szpital miałby jednak wyższą rangę, mógłby się szybciej i lepiej rozwijać.
Chodzi więc bardziej o promocję nauki i edukacji?
Musiałoby się okazać, że dwa bydgoskie szpitale nie są już w stanie zaspokajać potrzeb edukacyjnych naszych studentów. Tak się powoli dzieje, mamy takie sygnały i dlatego powtarzam, że w przyszłości chcemy do takiego porozumienia z WSZ doprowadzić.
W Bydgoszczy część środowiska medycznego obawia się, że trzeci szpital uniwersytecki oznacza wspólne szefostwo wszystkich placówek.
Prawdopodobnie tak będzie. Na UMK już funkcjonuje spółka, która mogłaby zarządzać wszystkimi szpitalami uniwersyteckimi w regionie. Wspólny trzon administracyjny jest jak najbardziej pożądany.
<!** reklama>
Nie ma obawy, że trzy szpitale
o najwyższej randze w regionie to za dużo i dojdzie na przykład do odbijania sobie kadry w wąskich specjalnościach czy dziedzinach?
Nie widzę takiej możliwości. Szpitale nie będą wyrywać sobie specjalistów i walczyć o kadrę. Wspólne zarządzanie placówkami spowoduje, że będą one działały na zasadzie współpracy, a nie będą ze sobą konkurować.
OPINIA - Jeden dyrektor trzech szpitali nie ogarnie
Ze ZBIGNIEWEM SOBOCIŃSKIM, dyrektorem do spraw lecznictwa Szpitala Uniwersyteckiego im. dr. Antoniego Jurasza, rozmawia Sławomir Bobbe.
Jest Pan zaskoczony informacją, że przybędzie w regionie kolejny uniwersytecki szpital?
To, że w Toruniu ma powstać szpital uniwersytecki, wiadomo od dawna. Takie jest zapotrzebowanie Collegium Medicum UMK - poszerzenie bazy i rozwój dydaktyki. Collegium Medicum ciągle się powiększa, studenci muszą gdzieś praktykować, powoli nie wystarcza dla nich miejsc przy łóżkach w „Juraszu”.
Czy trzeci w szpital uniwersytecki, który powstaje w Toruniu, jest zagrożeniem dla już działających placówek uniwersyteckich
w naszym mieście?
Dla nas nie jest to zagrożenie. Przecież organ założycielski naszych szpitali jest ten sam - to UMK. Nie będziemy stanowić dla siebie konkurencji. Najczęściej nie prowadzimy tych samych operacji i zabiegów. Przykładem jest chirurgia czy położnictwo. Jest też szansa na wspólną realizację programów naukowych.
Co naprawdę daje szpitalowi fakt, że staje się placówką uniwersytecką?
Status szpitala uniwersyteckiego to nie tylko prestiż. To także dostęp do funduszy znacznie przekraczających te, które pochodzą z NFZ. Myślę tu o środkach z Ministerstwa Zdrowia czy innych ministerstw,
w tym przeznaczonych ma badania naukowe.
Czy i co będą mieli chorzy
z Bydgoszczy z powstania takiego szpitala w sąsiednim mieście?
Mocniejsze, lepsze szpitale to zawsze korzyść dla pacjentów. Tym bardziej że wiele zabiegów, jak proste wycięcia wyrostka, zamiast w szpitalach miejskich bywa wykonywane w szpitalu uniwersyteckim. Taka jest praktyka pracy z pacjentem i nasze realia. Bydgoscy pacjenci, przy założeniu, że powstaną w Toruniu kierunki czy specjalizacje dotąd nieobecne w regionie, wykonując badania czy zabiegi, na które dotąd trzeba było jeździć choćby do Gdańska, będą mieli bliżej.
Nie uważa Pan, że istnienie trzech szpitali uniwersyteckich przyniesie w konsekwencji plany oszczędnościowe w każdym z nich?
Nie zdziwię się, jeśli pewne kroki
w tym względzie zostaną podjęte. Wyobrażam sobie na przykład wspólny pion administracyjny, dbający o zamówienia dla wszystkich szpitali. Jednak zarządzanie szpitalem to ogromna odpowiedzialność. Jak dyrektor miałby nadzorować trzy tysiące szpitalnych łóżek, nie będąc na miejscu? Wielkich zmian się więc nie spodziewam.
