Wybraliśmy się z wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego, Bruno Platterem, na jego pierwszą w życiu wycieczkę po ruinach zamków wzniesionych przez jego poprzedników na naszych terenach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 51133" sub="Wielki mistrz zakonu krzyżackiego, Bruno Platter, pochodzi z austriackiego Tyrolu. Historia niespecjalnie go interesuje. Wśród braci zakonnych ma opinię świetnego ekonomisty, który podźwignął zakon z upadku finansowego.">Niewiele pozostało z rycerskiej chwały zakonu. Nawet wielki mistrz nie nosi już na co dzień białego płaszcza z czarnym krzyżem. U jego pasa nie wisi już miecz, na piersi nie ma też relikwiarza. Dziś wielki mistrz ubiera się jak zwykły ksiądz. Nosi skromne buty, czarne ubrania i koloratkę. A na palcu złoty sygnet z wielkim czarnym okiem.
Urodził się w południowym Tyrolu, w przedostatnim roku II wojny światowej. Wybrał drogę duchownego. Wstąpił do seminarium, zanim przyjął święcenia kapłańskie, został członkiem zakonu krzyżackiego. Miał wtedy zaledwie 20 lat. Nad przeszłością zakonu nie zastanawiał się zbyt wiele, choć ryciny średniowiecznych zamków podobały mu się od najmłodszych lat.
300-letni epizod
- Obecny mistrz zakonu krzyżackiego został wybrany na swój urząd m.in. dlatego, że jest znakomitym ekonomistą - stwierdza prof. Marian Arszyński z UMK w Toruniu. - Kiedy przyjmował benedykcję opacką, zakon znajdował się w bardzo słabej kondycji finansowej. Dziś jest odwrotnie. Nie mam wątpliwości, że to zasługa B. Plattera.
Kiedy do Polski przyjeżdżają przedstawiciele zakonu krzyżackiego, prawie zawsze muszą tłumaczyć się z przeszłości swojego zgromadzenia. Platter zapytany, czy zamierza przeprosić za zbrodnie krzyżackich rycerzy, odpowiada: - Kogo i za co mam przepraszać?
<!** reklama left>Początki Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie sięgają końca XII w. Niemieccy rycerze walczący w Ziemi Świętej zawiązali bractwo, którego podstawową działalnością miało być leczenie rannych bożych wojowników. Okazało się jednak, że działalność szpitalnicza to dla nich za mało. Wielki mistrz Herman von Salza zaczął szukać w Europie miejsca, które mógłby zamienić w niezależne państwo. Nie udało się to we Włoszech. Z Węgier Krzyżacy zostali przepędzeni. Udało się natomiast na pograniczu polsko-pruskim. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat zakon krzyżacki stworzył państwo, które miało odegrać kluczową rolę w basenie Morza Bałtyckiego. Budując potężne warownie i rozwijając handel, prowadził równocześnie misję chrystianizacyjną.
- W naszej świadomości funkcjonuje przeświadczenie, że Krzyżacy, podbijając ziemie należące do plemion pruskich, dokonywali masowych mordów - mówi prof. Marian Arszyński. - Owszem, podczas prowadzenia działań wojennych dochodziło do mordów i gwałtów, jednak taki był wówczas styl prowadzenia wojny. Krzyżacy byli zbyt pragmatyczni, żeby wyżynać w pień ludzi, którzy mieli dla nich pracować. Nie zdołaliby sprowadzić z Rzeszy tylu chłopów, żeby wystarczyło ich do normalnego funkcjonowania państwa. Ludność pruska została więc zasymilowana. Na naszych oczach dochodzi do przeakcentowania historii. Czarna legenda zakonu powoli umiera.
<!** Image 3 align=right alt="Image 51137" sub="Zamek w Radzyniu Chełmińskim co roku odwiedzają członkowie zakonu krzyżackiego. Są zaskoczeniu ogromem tej warowni.">Zaledwie sto lat po przybyciu pierwszych 9 Krzyżaków na ziemię dobrzyńską, ich państwo trzymało w szachu Polskę oraz rozległą Litwę. Krzyżackie rejzy chrystianizacyjne na ziemie tych dwóch państw wspierane były przez rycerstwo z całej Europy. Legenda o potędze państwa zakonnego krążyła po wszystkich zamkach władców ówczesnego świata. Mit o potędze zakonu dobiegł końca na polach Grunwaldu. Choć zakon poddał się sekularyzacji (stracił charakter państwa religijnego), formalnie przez papieża nigdy nie został rozwiązany.
- Pod Tannenbergiem (historycy niemieccy tak nazywają Grunwald - przyp.autora) wygraliście dzięki sprytowi Litwinów - stwierdza prof. Bernhard Demel, brat zakonny i dyrektor archiwum zakonu krzyżackiego w Wiedniu i najbliższy współpracownik wielkiego mistrza. - Dla nas ta bitwa nie jest jednak aż tak ważna jak dla was, Polaków. Dziś nad jej znaczeniem zastanawiają się w zasadzie tylko historycy. Poza tym, dzieje mojego zakonu sięgają 800 lat wstecz. A nasze państwo na tych ziemiach trwało przecież zaledwie 300 lat. Był to więc dla nas epizod. Ważny, ale nie najważniejszy.
Bracia, siostry i familiarzy
Wielki mistrz o przeszłości jednak nie chce zapomnieć. Zaproszony do Torunia na obchody Festiwalu Nauki i Sztuki wybrał się pierwszy raz w życiu na wycieczkę po ruinach przygranicznych zamków wzniesionych przez swoich poprzedników. Zwiedził te w Radzyniu Chełmińskim, w Zamku Bierzgłowskim, spacerował po uliczkach starówki w Chełmnie, gdzie ślady po Krzyżakach spotkać można na każdym kroku. Klęknął przed ołtarzem w chełmińskim Kościele Mariackim, pomodlił się w kościele w Chełmży - oba wznieśli Krzyżacy. - Jestem zdziwiony, że z budowli wzniesionych tyle wieków temu tak wiele pozostało - stwierdził Platter, zwiedzając najgłębsze piwnice ruin zamku w Radzyniu Chełmińskim. - To niesamowite, że w czasach, gdy technika budowlana nie była tak rozwinięta jak dziś, ludzie potrafili wznosić tak imponujące budowle.
Wielki Mistrz nie używa sformułowania „my, Krzyżacy”. Niechętnie rozmawia o historii, zwłaszcza o jej kłopotliwych aspektach, w kraju, który swego czasu był największym wrogiem zakonu. O wiele swobodniej wypowiada się na temat zadań, które stawia przed sobą zakon.
- Prowadzimy domy dziecka, sierocińce, domy dla ludzi starych i chorych - informuje ks. Bruno Platter. - Zajmujemy się działalnością charytatywną i szpitalniczą.
W średniowieczu do zakonu krzyżackiego wstępowali nie tylko Niemcy, ale także Polacy, Rusini, Flamandzi, a nawet Litwini. Jednak tylko Niemcy mogli nosić charakterystyczny czarny krzyż na białym płaszczu. Dziś zakon składa się z braci i sióstr zakonnych oraz familiarów, czyli osób świeckich. Większość z nich to Niemcy.
<!** Image 4 align=left alt="Image 51137" >- Pochodzę z Tyrolu, gdzie prowadziłem ogrody drzew owocowych stanowiące własność zakonu - dodaje Bruno Platter. - Przez wiele lat na czas zbiorów zatrudnialiśmy pracowników z Polski. Wysoko ich ceniliśmy. Od czasu, kiedy Polska wstąpiła do UE, sezonowym robotnikom bardziej opłaca się pracować w innych krajach. Ubolewamy nad tym, bo straciliśmy dobrych ludzi. Ale cóż, takie są prawa ekonomii.
Gdy zwiedzał gotyckie kościoły w Chełmnie, Chełmży i Toruniu, na jego twarzy rysowała się duma. To przecież jego poprzednicy wznieśli te okazałe budowle średniowiecza. I choć widział je po raz pierwszy, przechadzał się po nich, jakby był tu wiele razy. - W moim mieszkaniu w Wiedniu wisi nad łóżkiem obraz przedstawiający zamek w Radzyniu Chełmińskim - uśmiecha się Platter. - Wiem, że do czasu wzniesienia zamku w Malborku, warownia w Radzyniu była największa na tych ziemiach i praktycznie nie do zdobycia.
Obecny wielki mistrz zakonu krzyżackiego nie pasuje do opisów Henryka Sienkiewicza. Zaznacza przy każdej okazji, że jest przeciwnikiem przemocy, a siłę człowieka dostrzega w miłości i pomocy bliźniemu. - Zależy nam, aby naszą działalność nie postrzegać przez pryzmat uprzedzeń - podkreśla wielki mistrz. - Chcemy patrzeć w naszą wspólną przyszłość. Walczmy razem z problemami współczesności, z bezrobociem, chorobami. Z przeszłości zaś czerpmy mądrość.