Artyści mają tworzyć, a nie podpisywać listy obecności. Publika wymaga osiągnięć, a te Cuske
i Sauter gwarantowali. Mimo to stracili etat w Miejskim Ośrodku Kultury. Dlaczego?
<!** Image 2 align=none alt="Image 165136" sub="Zwiastun filmu pt. „Kruzenshtern” w reżyserii Macieja Cuskego
Fot. youtube">
Dyrektor MOK Katarzyna Fojuth przeanalizowała system pracy BKF i postanowiła nie przedłużać prowadzącym umów o pracę, które w naturalny sposób wygasły. Zaproponowała współpracę. Na to filmowcy nie przystali. - Panowie rzeczywiście nie przyjęli warunków współpracy, a ja opracowuję nową ideę funkcjonowania bez nich Bydgoskiej Kroniki Filmowej, która mam nadzieję, będzie istnieć nadal, choć być może w zmienionej formie - mówi pani dyrektor. - Zaproponowałam im takie warunki, jakie miałam do dyspozycji jako dyrektor miejskiej instytucji. Panowie odmówili. Nie neguję ich osiągnięć, lecz dbam o interesy jednostki. Pracodawca ma prawo do zmiany warunków zatrudnienia. Realia są takie, że forma współpracy z prowadzącymi BKF jest dla MOK bardziej korzystna, niż umowa o pracę i tyle. Tak się przecież prowadzi warsztaty...
Nie jest to do końca jasne dla Marcina Sautera i Macieja Cuskego. Zresztą nie tylko dla nich, bo skrzynki pocztowe bydgoskiego ratusza zapełniły już listy od znanych osobistości, dla których działalność naszych filmowców jest nie do przecenienia. Prezydenta Bruskiego proszą o pomoc: Andrzej Wajda, Kazimierz Karabasz, Jacek Bławut, pisze Wacław Kuczma z BWA, Tomasz Pietraszak, Katarzyna Marcysiak i inni.
<!** reklama>
Marcin Sauter nie kryje rozczarowania decyzją MOK. Zaznacza, że przez dziewięć miesięcy świadczenia pracy na rzecz ośrodka warunki umowy były znane i powszechnie akceptowane. - Umawialiśmy się z poprzednimi władzami na jasne, czytelne reguły. Jesteśmy z Maciejem bardzo zajęci robieniem filmów, więc możemy poświęcić jedynie jakiś wycinek naszego czasu na prowadzenie BKF. Było to dla nas
i dla decydentów oczywiste, że najważniejsze są efekty naszej pracy, a nie system pracy. Mieliśmy raz w tygodniu zebrania, poza tym byliśmy stale do dyspozycji kursantów, pomagaliśmy im robić filmy, oprócz tego prowadziliśmy warsztaty trwające od około tygodnia do 10 dni. Ta metoda przynosiła efekty, sprawdzała się także w szkole Wajdy (nikt tam nie miał zastrzeżeń do trybu prowadzenia zajęć). Nagle te zasady przestały obowiązywać. Nasz warunek prowadzenia BKF był taki, że robimy coś dla miasta, a miasto gwarantuje godziwe warunki pracy. Nie walczyliśmy o etat, ale o zasady! Mając umowę, możemy zaplanować na długi czas pracę dla kursantów. Podpisywanie co miesiąc kontraktu nie daje żadnej gwarancji ciągłości projektów. Zależy nam na BKF, bo wiemy, że robiliśmy coś wyjątkowego, ponadprzeciętnego, uwierzyliśmy w talent młodych ludzi, pasjonatów, których z Maciejem Cuskem znaleźliśmy i uczyliśmy. Tymczasem wychowankowie odebrali telefony z pytaniem, czy są zainteresowani prowadzeniem kroniki, do której my mamy prawa autorskie...
Prezydent Rafał Bruski zastrzega, że czym innym jest sprawa kodeksu pracy, a czym innym niekwestionowane osiągnięcia artystyczne obu panów. Mówi, że ostateczna decyzja w tej sprawie należy do pracodawcy...