Nasza bohaterka pod koniec 2009 roku została prezesem Związku Kombatantów Rzeczpospolitej Polski i Więźniów Politycznych w Żninie. Ma dar rozweselania ludzi i chętnie spieszy im z pomocą.
<!** Image 2 align=right alt="Image 143766" sub="Barbara Czabańska (z prawej) i jej siostra Danuta Szczepaniak przyznają, że los ich nie oszczędzał, ale miłość rodziny pomaga wyjść z każdego kryzysu / Fot. Maria Warda">Jak to się stało, że przewodniczy Pani tak poważnej organizacji?
Mój nieżyjący mąż jako dziecko był wywieziony do obozu w Łodzi. Dużo przeszedł. Był członkiem zwyczajnym Związku Kombatantów RP i Więźniów Politycznych w Żninie. Tamte przeżycia odbiły się na jego zdrowiu. Zmarł w 2000 roku. Jako wdowa zostałam tzw. członkiem - podopiecznym organizacji. Po śmierci Leona Żuchowskiego i Joachima Jankowskiego, którzy szefowali związkowi, wybrano mnie na prezeskę. Udzielałam się już wcześniej. Zależy mi, aby organizacja, która kieruję była prężna. Niestety, członków zwyczajnych ubywa, bo kombatanci, to starsi ludzie. Więcej jest wdów.
Nie jest to jedyna organizacja, w której jest Pani zrzeszona...
To prawda. Jestem członkiem komisji rewizyjnej Polskiego Związku Emerytów Rencistów i Inwalidów Zarząd Rejonowy w Żninie. Tu także jest więcej wdów niż wdowców. Nie przeszkadza nam to podczas zabaw, które chętnie nasz związek organizuje. Bawimy się wszyscy razem. Panowie dbają o wszystkie panie, a i razem potrafimy tańczyć.
<!** reklama>Ma pani piękną sukienkę. Czy to kreacja przygotowana specjalnie na tegoroczny bal karnawałowy?
Z tą sukienką wiąże się wspomnienie niezapomnianego balu, na który zaprosił mnie trzy lata temu znany w Żninie artysta, Edmund Kapłoński. Kupiłam ją dla niego i ona zawsze będzie mi przypominała ten bal.
A jak wspomina Pani czasy pracy zawodowej?
Zaczynałam jako goniec. Musiałam pracować jako młoda dziewczyna, bo w domu było nas ośmioro dzieci. Przyznam, że to zajęcie nie bardzo mi odpowiadało. Później uczyłam się i pracowałam. Skończyłam policealną szkołę rolniczą i zaczęłam pracować w Stacji Hodowli Roślin w Sobiejuchach. Byłam specjalistką od uprawy bobiku.
Skoro już jesteśmy przy SHR Sobiejuchy, to proszę powiedzieć czy to prawda, że pracownicy tej stacji zakłócili w nietypowy sposób spektakl operowy?
Tak. To byli robotnicy z oddziału w Dobrylewie. Popili i spóźnili się na przedstawienie. Weszli akurat w chwili, gdy artysta wypowiadał sekwencję: „Skąd przybywacie błędni rycerze?”. A oni na to głośno „SHR Dobrylewo”. Ten artysta ze śmiechu nie mógł dokończyć przedstawienia. Cała Polska o tym mówiła. To była prawda.
Wesoło żyło się w czasach minionego ustroju...
Było bezpiecznie. Nie bałam się, że jak zachoruję i pójdę na zwolnienie lekarskie, to mnie zwolnią z pracy. Żal mi tylko, że nasi dawni pracodawcy o nas zapomnieli. SHR bowiem nadal istnieje, chociaż jako spółka.
Czy jako wdowa nie czuje się Pani samotna?
Nie mam czasu na smutki. Na miejscu są moje ukochane siostry, a w Poznaniu mieszkają córka, zięć i wspaniałe wnuki. W domu mam pieska, który wabi się Dejzi. Każdemu, kto został sam polecam, aby przygarnął do domu jakieś zwierzę. Psy i koty są naprawdę przyjaciółmi człowieka.
Teczka personalna
Maria Czabańska, mieszkanka Żnina
Jest prezesem Związku Kombatantów Rzeczpospolitej Polski i Więźniów Politycznych w Żninie oraz członkiem komisji rewizyjnej Polskiego Związku Emerytów Rencistów i Inwalidów Zarząd Rejonowy w Żninie. Najważniejsza jest dla niej rodzina, córka, zięć, wnuki oraz siostry.