- Czuję się mocny. Jestem dobrze przygotowany, chcę pokazać dobry boks i wygrać – mówił po ważeniu Paweł Stępień, pięściarz ze Szczecina. Na pewno można go pochwalić za defensywę i dobre przygotowanie fizyczne, ale w ringu to było za mało.
Stępień walczył jakiś usztywniony, trochę bez pomysłu na wygraną. Może po prostu brakowało mu doświadczenia na takich galach, bo dla niego była to pierwsza walka poza Polską. A naprzeciwko niego był Joshua Buatsi. Pochodzący z Ghany Anglik, brązowy medalista igrzysk w Rio de Janeiro, jest kreowany na nową gwiazdę kategorii pół ciężkiej.
Walka miała trwać 12 rund, ale w ostatnim tygodniu strona brytyjska zaproponowała, by rywalizacja potrwała tylko 10. Obóz Stępnia zgodził się. Buatsi przystępował do pojedynku z 16 zwycięstwami, a Polak z 18, ale na koncie miał też jeden remis. Stawką walki nie był pas mistrzowski, ale zwycięzca nie tylko umacniał swoją pozycję w światowych rankingach, ale też otwierał przed sobą perspektywy takich walk o wielkie stawki i pieniądze.
Paweł Stępień na pewno od tego się oddalił. W Birmingham od początku walczył ambitnie, chwilami bezczelnie (po kilku atakach rywala – uśmiechał się), ale też sprawiał wrażenia, że jakby nie chciał zrobić krzywdy przeciwnikowi. Anglik od początku kontrolował rywalizację – był aktywniejszy, szybszy i w pełni zasłużenie wygrał. Ale podkreślmy – w tym pojedynku nie miał rundy w której był blisko znokautowania Stępnia.
Sędziowie jednogłośnie wskazali na Buatsiego, ale w punktach się różnili: 98-92, 97-94, 100-90. Nie miało to jednak znaczenia. Anglik wygrał w pełni zasłużenie.
