<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/schutta_piotr.jpg" >Dzisiaj zbierze się Komisja Ligi Polskiego Związku Piłki Nożnej i zdecyduje, co zrobić z sobotnim pasztetem, którym zaleciało z Bydgoszczy. Pod oknami mojej znajomej horda mężczyzn, którzy wysypali się z autokaru na łódzkich tablicach, wrzeszczała barbarzyńsko: „Je...ać ŁKS!”. Kobiecina myślała, że film kręcą.
Ale to nie było to.
Tym razem pasztet na Gdańskiej był trzyskładnikowy: danie główne to Zawisza Bydgoszcz i jej znani na cały kraj mistrzowie efektownych opraw meczowych i surowi pogromcy kibiców przyjezdnych. Mocni zawodnicy. Drugi składnik to rozśpiewani panowie z Widzewa. Ledwo co bidulki dojechały, bo ich wesoły pociąg stanął przecież w Złotnikach Kujawskich. Zły kierownik pociągu powiedział, że z tą... uzdolnioną wokalnie wycieczką dalej nie pojedzie. Trzeci element to uparci do bólu ludzie z ŁKS-u, którzy niezrażeni brakiem biletów też chcieli wejść na mecz. (w sumie to dziwne, bo ich drużyna nie grała)<!** reklama>
No i co zrobiła ta bez wyobraźni policja? Popsuła spotkanie miłych panów, które zapowiadało się naprawdę świetnie. Nie dziwię się, że Stowarzyszenie Kibiców Zawiszy Bydgoszcz jest dzisiaj obrażone, iż policja przerwała gumowymi kulami tak obiecujące tete-a-tete. Ci z ŁKS-u aż rwali się do tego, by móc wyściskać się ze swymi kolegami z Widzewa (to nic, że mają z nimi „kosę”). Szli przez płoty jak na Wielkiej Pardubickiej.
Rzucali kamieniami? Ciskali ogrodzeniem? To wszystko przez te sportowe emocje. No i przez policję. Może faktycznie na drugi raz niech policja im nie przerywa. Cała Polska niech zobaczy, jacy mili to ludzie.
