Od teraz czas dojazdu na miejsce zdarzenia ma być równy bez względu na to, czy policjanci mają interweniować w centrum Bydgoszczy, na peryferiach miasta czy terenach wiejskich. Nawet w przypadku mniej istotnego zdarzenia muszą podjąć interwencję w niecałe 12 minut. Jeśli nie zdążą, będą musieli przygotować raport, w którym wytłumaczą opieszałość. - Czasami to będzie korek, czasami brak patroli w okolicy, albo duża odległość od miejsca interwencji - mówi Monika Chlebicz, rzecznik kujawsko-pomorskiej policji.
W pierwszej kolejności dyżurny skieruje patrol tam, gdzie zagrożone jest ludzkie życie i zdrowie, albo w sytuacji, gdzie można ująć sprawcę na gorącym uczynku. Pilne zgłoszenia to też te, w których o pomoc proszą inne służby.
PRZECZYTAJ:Policjanci popędzą jak Mad Max albo napiszą raport
Taki sam system od lat stosuje straż miejska. - Interwencja o dzikim wysypisku śmieci może poczekać, nawet do następnego dnia w przypadku, gdy jest dużo telefonów. Ważniejsze jest ludzkie życie. Jeździmy w pierwszej kolejności do leżących na trawnikach ludzi. Pilnie docieramy także w miejsca, gdzie auta blokują ruch tramwajowy, np. na ulicy Gdańskiej albo Chodkiewicza - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
Policjanci mają wątpliwości, czy uda się im zrealizować nowe wytyczne.
- Dojazd na miejsce zdarzenia zależy od bardzo wielu czynników. To, że ktoś nakreślił oczekiwane czasy dojazdu, nie oznacza jeszcze, że tak będzie. Nieraz zgłoszeń jest tyle, że obywatele muszą czekać w kolejce. Tego nie da się przeskoczyć. Chyba że zwiększymy zatrudnienie, wakatów w policji jest sporo. Kiedy będzie więcej patroli, czas oczekiwania na interwencję na pewno się skróci. Problem polega na tym, że wtedy policji mogłoby zabraknąć pieniędzy na wypłaty albo paliwo - mówi Jarosław Hermański, przewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Kujawsko-Pomorskiej Policji.