Pan Andrzej przeżył, bo kurczowo trzymał się łodzi targanej przez wicher. Jego dwaj koledzy nie byli w stanie pokonać ponadmetrowych fal na jeziorze Gopło. Zginęli. Ocalony wciąż jest w szoku, powtarza, że to był horror...
<!** Image 2 align=none alt="Image 173407" sub="Siedziba WOPR w Kruszwicy. Na wodzie, pod wodą, przy brzegu szukają zaginionego wodniaka ratownicy wodni, straż pożarna z płetwonurkami, policja, straż leśna, straż rybacka... Fot. Tymon Markowski">Horror trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund. Ciemne chmury, niespodziewane uderzenie wiatru. Matnia. Trudno w tej chwili spierać się o odległości, ale mówi się, że zaatakowana przez żywioł łódź nie była daleko od brzegu. Mężczyzn dzieliło od lądu zaledwie 500 metrów. Okazało się, że to i tak za wiele jak na tak silny wiatr. Uratowany mężczyzna trzymał się kawałka łodzi. Jego koledzy utonęli. Ciało jednego z nich udało się odnaleźć. Drugiego nadal nie, chociaż od kilku dni przeczesywany jest brzeg i dno, intensywnie obserwuje się jezioro z łodzi. Ratownicy zdecydowali się dwa dni temu, że użyją sonaru, czyli urządzenia, które, wykorzystując fale radiowe, wykrywa przedmioty, ale także ciała, na dnie zbiornika. Akcję co jakiś czas przerywają burze z piorunami i silne wiatry.
Wiało zupełnie inaczej
Andrzej Sieradzki, dyrektor Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia wspomina tragicznie zmarłego pana Krzysztofa, którego wszysycy w Kruszwicy (w miasteczku mieszka około tysiąca osób) znali, bo zarządzał miejscowym cmentarzem. - Moje dziecko chodziło z dzieckiem ś.p. pana Krzysztofa do szkoły. Straszna tragedia dla całej naszej społeczności... - mówi dyrektor. Wspomina też, że w ten dramatyczny poniedziałek wieczorem wiatr zawiał inaczej niż zazwyczaj. - Zwykle mamy do czynienia z burzami, które przychodzą do nas z kierunku pólnocno-zachodniego. Wiatr podczas takich burz trafia na otulinę z drzew i trzcin, tracąc w ten sposób impet. Tymczasem w poniedziałek zawiało z południa na północ, czyli dokładnie wzdłuż zbiornika.
<!** reklama>To istotna sprawa, ponieważ Gopło ma prawie 25 km długości. To jezioro polodowcowe, rynnowe, więc bardzo długie. Łatwo sobie wyobrazić wiatr, który bez żadnych przeszkód rozpędza się na takiej długości i niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze.
- Niewielka łódka z trzema pasażerami musiała przegrać z taką siłą - mówi dyrektor Sieradzki. - Podejrzewam, że wiało może nawet silniej niż 100 kilometrów na godzinę. Czy nasze jezioro jest niebezpieczne? To bardzo piękny zbiornik, miejsce o wyjątkowych walorach krajobrazowych i przyrodniczych. Ze względu na ochronę przyrody obowiązuje na jeziorze wiele zakazów, dlatego też ruch turystyczny jest nieco ograniczony. W zamian oferujemy turystom i przyrodnikom wspaniałe okazy nadgoplańskiej flory i fauny oraz urozmaiconą linię brzegową.
<!** Image 4 align=none alt="Image 173407" sub="Fot. Michał Pietrzak">Gopło to największe w Wielkopolsce jezioro rynnowe, jedenaste co do wielkości w Polsce. Jan Długosz pisał o nim „Mare Polonicum”. Jego brzegi faktycznie są piękne, ale trudno dostępne. Mnóstwo tu wysepek, zatoczek, krzaków, trzciny. Gdy próbujemy przedrzeć się przez zarośla, by z drugiej strony, na wysokości Gocanowa, dotrzeć do miejsca znalezienia zwłok jednego z pasażerów łódki, drogę zagradzają nam chmary komarów, ruiny porzuconego gospodarstwa i pokrzywy do pasa. Spośród krzewów dobiegają rozmaite odgłosy ptaków - jesteśmy przecież w ornitologicznym rezerwacie. Obok wybetonowanej dróżki (tędy rolnicy docierają do swoich pól) widać kawałek ziemi rozjeżdżonej przez karetkę pogotowia, wozy strażackie i telewizyjne. Gdzieś daleko, ponad trzcinami ratownicy brodzą wzdłuż brzegu. Znowu szukają w szuwarach. Pierwsze ciało odnaleziono w przybrzeżnych zakamarkach. Ratownicy penetrują muliste dno.
Kapok nie wystarczy
Pobliska wieś żyje tą tragedią. - Nie znaliśmy tych ludzi, ale jesteśmy wstrząśnięci - mówi Błażej Dembski, sołtys niewielkiego Giżewa (dość blisko tej wsi łódź się wywróciła). - Gopło nie jest przecież niebezpiecznym jeziorem, sam czasem w nim pływam, nie na łódce, lecz wpław. Owszem, wichury i duże fale zdarzają się u nas...
<!** Image 5 align=none alt="Image 173407" sub="Pierwsze ciało znaleziono w trzcinach przy brzegu. Ekipa wciąż idzie więc tym tropem... Fot. Michał Pietrzak">Ludzie opowiadają sobie różne rzeczy. Trzeba odsiewać plotki od prawdy. Z opowieści wynika, m.in., że mężczyzn w łódce zaskoczył szkwał. - Media, od czasu tragedii na Mazurach, robią szum wokół szkwału, czasem myląc pojęciamówi ratownik z Warmińsko- Mazurskiego WOPR. Nie wiem, jak było nad Gopłem. Szkwał jest to bardzo silny wiatr. Nagle pojawia się ściana wody, za którą nic nie widać. Szkwał może rozkręcić się zaledwie w pół minuty, a po jednej, dwóch już może go nie być. Jedyna rada dla pływających w trudnych warunkach, to trzymać się brzegu, pływać obok trzciny, żeby w razie czego szybko wydostać się na ląd. Proszę też pamiętać, że szkwał nie bierze się znikąd. Zapowiadają go przecież charakterystyczne chmury, zmiana ciśnienia. Ludzie, którzy znajdą się w środku takiego wiatru, mogą nie opanować swoich łodzi.
Dr Bogdan Bąk, meteorolog z Bydgoskiego Biura Pogody, radzi, aby przed wypłynięciem na duży akwen wodny zapoznać się z lokalną prognozą pogody i obserwować zmiany koloru chmur. - Na widok ciemniejącego nieba, trzeba podjąć szybką decyzję o powrocie na ląd. Na dużych jeziorach, przy wietrze wiejącym 50-60 km na godzinę, mogą powstać fale ponadmetrowej wysokości lub trąby wodne. Kapok, oczywiście, chroni, ale jeżeli poszkodowany mocno uderzy się w łódź albo o taflę wody, to czy kapok go uratuje? Po południu w tym regionie przemieszczał się intensywny front burzowy. Jeszcze przed pojawieniem się burzy wiatr wiał dość mocno, co już powinno być ostrzeżeniem dla ludzi...
<!** Image 3 align=none alt="Image 173407" sub="Ratownicy przeszukują okolice Giżewa. Woprowcy są nieco dalej, zabrali
ze sobą haki do trałowania, które, holowane przez łodzie, przeczesują dno. Fot. Tymon Markowski">
Jak to się stało...
Pan Andrzej, jedyny, który ocalał w wypadku, nie chce już mówić o zdarzeniu na jeziorze. Jego żona wyjaśnia, że mąż przeżył coś niewyobrażalnie nieszczęśliwego. W licznych relacjach telewizyjnych powtarzają się te same słowa pana Andrzeja: „Ciemność, nagle..., piekło, jak to się stało...” Mówi, że wiatr był piekielnie silny, że jego kolegę, który trzymał kierownicę łódki, wyrwało w górę razem z kierownicą w rękach. Stało się najgorsze, a po chwili znowu zrobiło się bardzo spokojnie. Pan Andrzej już nie chce tego wspominać...
Fakty
Szkwał
Szkwał, czyli nawałnica, wiąże się z nagłym wzrostem prędkości wiatru. Może osiągać do 9 stopni w skali Beauforta. Trwa krótko, czasem niesie ze sobą śnieg lub deszcz. Związany jest z pojawieniem się chmury zwanej cumulonimbusem.
Biały szkwał przychodzi z jasnego nieba i jest dla obserwatora nagły. Jedyną jego zapowiedzią nad wodą są krople zawieszone w powietrzu, i załamujące się fale, widoczne jako biaława zawiesina.