Niezapomniany, choć dla większości młodego pokolenia należy już do prehistorii, Jerzy Waldorff twierdził, że muzyka łagodzi obyczaje, a tę swoją tezę ujmował w formie cotygodniowych felietonów na łamach „Polityki”. Może ktoś zapytać, co ma piernik do wiatraka, a Waldorff do tradycyjnie ukazującego się w tym miejscu komentarza sportowego?
<!** reklama>
Chyba niewiele, ale od jakiegoś już czasu w krajowym futbolu obserwujemy pewne... złagodzenie obyczajów. Od pamiętnej zadymy na stadionie Zawiszy w czasie finału Pucharu Polski na futbolowych obiektach (odpukać!) zrobiło się jakoś spokojniej. I nie chodzi tu wcale o zorganizowany doping kibiców, bo ten - wręcz przeciwnie - osiągnął już europejski poziom. Chodzi, oczywiście, o awantury chuliganów, które w ostatnich dwóch dekadach nieodłącznie towarzyszyły piłkarskim ligowym spotkaniom nad Wisłą. Nie jest chyba przypadkiem, że to złagodzenie obyczajów zbiegło się z oddawaniem do użytku nowoczesnych stadionów, z których część będzie arenami przyszłorocznych finałów mistrzostw Europy. W tej sytuacji nawet największy ubrany w dres idiota zastanowi się przez moment, czy warto dewastować lśniące nowością trybuny, które - to też jest już wyraźna tendencja - zapełniają się dziesiątkami tysięcy kibiców. Tylko w ostatnim czasie we Wrocławiu mecz Śląska oglądało 40 tysięcy widzów, a pucharowy mecz Legii w Warszawie ponad 30 tysięcy. Oczywiście, nie łudźmy się, że nagle na polskich stadionach będzie tak, jak na angielskich, ale jakieś światełko w tunelu już się pojawiło...