Wyborcy pozostali wierni tradycji. Rano oddawało głosy niezbyt wielu ludzi. Pierwsze kolejki po karty głosowania ustawiły się w komisjach po mszach i po niedzielnych obiadach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 66182" sub="Roman Radych z żoną głosowali w Kcyni i liczą, że po wyborach sytuacja w kraju zmieni się. /Fot. Robert Koniec">W Nakle wszystkie lokale otwarto punktualnie o szóstej rano. - O tej godzinie zjawił się u nas pierwszy wyborca - informował Kazimierz Barański, przewodniczący komisji w Urzędzie Stanu Cywilnego w Nakle. - Spodziewaliśmy się jednak większej frekwencji. Przychodzili głównie ludzie starsi, choć po południu zaczęła pojawiać się również młodzież.
Z frekwencji zadowolona była natomiast Aleksandra Szwedziak, przewodnicząca komisji numer 1, mieszczącej się w Szkole Podstawowej nr 3 w Nakle.
- Dało się zauważyć spore zainteresowanie. Przychodziły całe rodziny, młodsi i starsi. Mieliśmy co robić - mówiła. W komisji nr 17 w Trzeciewnicy najwięcej mieszkańców głosowało tradycyjnie tuż po godzinie 10, po mszy w miejscowej kaplicy.
<!** reklama>Głosowanie w Nakle przebiegało spokojnie. Pojawiły się jedynie drobne problemy. W niektórych lokalach wyborczych głosujący skarżyli się na zbyt małe urny lub brak zasłonki w kabinach.
- Zgłosiliśmy fakt, że urna do głosowania w naszym lokalu była zbyt mała i pojawiły się pewne problemy z umieszczaniem w niej kart wyborczych - powiedział Kazimierz Barański. - Nie zdecydowano jednak o jej wymianie.
W Szubinie przed jedenastą jedynie w jednym z kilku odwiedzonych przez nas lokali trzeba było chwilę poczekać na karty do głosowania. Wyborcy nie byli skorzy do rozmów.
- Zawsze biorę udział w wyborach, bo to mój obowiązek - informowała kobieta w średnim wieku. - Głosowałam na partię, która na pewno nie odniesie sukcesu w wyborach, bo ma kiepskie notowania i pewnie nie będzie miała żadnego posła w Sejmie. Muszę jednak być wierna swoim przekonaniom.
W Kcyni przed południem przed lokalami komisji też nie było wielu ludzi. W jednym z nich do godziny 13.30 głosowało 460 osób na prawie 2 tysiące uprawnionych, frekwencja wyniosła więc 23 procent.
- Jest kiepska - oceniała ankieterka pytająca ludzi o dokonane wybory teraz i przed dwoma laty. - Jest już po mszach i większe grupy już nie przyjdą.
Starsze małżeństwo spotkane przed przed klasztorem zgodziło się na rozmowę.
- Wcale nie idziemy głosować - oznajmił mężczyzna. - Sami już nie wiemy komu wierzyć, bo jedni wyzywają drugich od złodziei i mamy tego dość. Nie sądzimy też, aby wybory sprawiły, że będzie się nam żyć lepiej.