Rozmowa z ARKADIUSZEM JAKUBIKIEM, aktorem i reżyserem
<!** Image 2 align=right alt="Image 144472" >Co się dzieje z partią Goło i Wesoło, którą odgrażał się Pan założyć pięć lat temu przy okazji premiery sztuki o tym samym tytule?
(Śmiech) Na razie czekamy na zbliżające się wybory - te prezydenckie, później parlamentarne... Nasza partia nie zna dnia i godziny, kiedy przyjdzie nam do głowy jakaś prowokacja, happening i znowu nago przemaszerujemy ulicami. Jednym słowem, sprawa ciągle jest aktualna, bo jeśli kiedyś mogła powstać Polska Partia Przyjaciół Piwa, to czemu nie Goło i Wesoło?
A ja myślałam, że odechciało się Panu kariery politycznej...
Mówiąc serio, prawda jest taka, że to, co się dzieje w tej polityce prawdziwej, w zupełności nam wystarcza, daleko przekraczając granice śmieszności. I nie ma sensu nieudolnie tego naśladować, gdy rzeczywistość dawno przerosła kabaret. W śmieszności politycy przebili nas na całej linii, więc musieliśmy rzucić ręcznik.
<!** reklama>I nie walczycie już o poczucie humoru Polaków, a może ono ma się dobrze?
Nawet bardzo dobrze! Akurat ja nie mam żadnych powodów, by narzekać. Wygląda na to, że na wszystkich przedstawieniach, które w różnych konwencjach robiłem ostatnimi laty - od „Cyrku Monty Pythona”, przez nasze polskie, ale równie absurdalne Stowarzyszenie Osób Mówiących Nie na Temat, po „Goło i wesoło”, publiczność bawiła się naprawdę nieźle. To ważne, szczególnie wobec faktu, że właśnie jestem przed premierą kolejnej komedii pt. „Radio Live”, w której zresztą widzowie znowu zobaczą budzących aplauz w „Goło...”: Radka Pazurę, Tomka Sapryka, Mirka Zbrojewicza i Jacka Lenartowicza. Oprócz nich, zaprosiłem do współpracy jeszcze, m.in., Tamarę Arciuch i Roberta Rozmusa. Razem z Jarkiem Budnikiem dokonaliśmy adaptacji rosyjskiego tekstu, dostosowując go do polskich realiów. Chodzi o to, by widz mógł się w tej historii lepiej odnaleźć i żeby łatwiej było mu utożsamić się z bohaterami.
Podobny zabieg zastosował Pan przy adaptacji słynnej sztuki Sinclaire’a i McCartena, umieszczając akcję „Goło i wesoło” w Tomaszowie Mazowieckim. Pana intencją było pokazanie braku perspektyw na polskiej prowincji czy raczej sposobu, jak te perspektywy odzyskać?
Pamiętajmy, że sztuka „Goło i wesoło” to przede wszystkim komedia, ma bawić. Mnie jednak zależało, aby widzom - oprócz bólu mięśni brzucha ze śmiechu - towarzyszyła też jakaś refleksja. I opowiedziana w spektaklu historia pokazuje, że nie wolno nam dać się zamknąć w więzieniu swoich zahamowań, uprzedzeń i lęków. Jeśli to zrozumiemy i będziemy potrafili otrząsnąć się, wyzwolić z rozmaitych kompleksów, wówczas będzie nas stać na wszystko! Możemy zostać kosmonautą albo pilotem odrzutowca, bo mamy odwagę mieć marzenia i je spełniać. Wierzę, że tak jak postaci ze spektaklu - dotyczy to każdego widza bez wyjątku.
Zabrzmiało to na tyle poważnie, że zadaje kłam obiegowej opinii o nieustannej wesołości zawodowych rozśmieszaczy. Pan, jako ulubiony aktor Wojciecha Smarzowskiego, miał wyjątkową okazję, by w „Weselu” i „Domu złym” pokazać swoje drugie oblicze...
Tak się rzeczywiście złożyło, że choć w jego debiucie, telewizyjnej „Małżowinie” przemknąłem tylko przez kadr, to już dalsza współpraca z Wojtkiem Smarzowskim dała mi szansę zagrania naprawdę ciekawych, wielowymiarowych i dramatycznych postaci. I jestem reżyserowi za to ogromnie wdzięczny, mimo, że po zagraniu Janochy w „Weselu”, mam przechlapane u notariuszy! (śmiech) A poważnie mówiąc, myślę, że najzwyczajniej etap Rysia z „13 posterunku” mam już za sobą. To nie znaczy, że się od tego odcinam, tylko po prostu wydoroślałem i zmieniło się moje spojrzenie na życie, na wiele ważnych w nim spraw. Skończyłem 41 lat i jestem już zupełnie innym człowiekiem niż wtedy, gdy przeżywałem tamtą - skądinąd wspaniałą - przygodę na planie serialu. Chociaż ciągle, mam taką nadzieję, pozostałem człowiekiem gdzieś tam niepozbawionym poczucia humoru rodem z Monty Pythona, którego uwielbiam.
Co wyraźnie widać w Pana realizacjach teatralnych. Skąd jednak takie mocne, niemal schizofreniczne pęknięcie między Panem - reżyserem głównie przecież komediowym a aktorem kreującym postaci, o których można powiedzieć, że „ to źli ludzie byli”?
Świadome oddzielam - i to grubą kreską - siebie jako reżysera od siebie w zawodzie aktora. Ale jeden i drugi to ludzie na co dzień pogodni, lubią się śmiać. Najlepszy dowód, że po czerech latach od premiery „Goło i wesoło” zatęskniłem do komedii i zacząłem robić „Radio Live”. Mam nadzieję, że będzie równie zabawna. Jednocześnie, jako aktor, przyznam się, że nie skorzystałem ostatnio z kilku propozycji komediowych ról. Tutaj czekam na inne wyzwania.
Gdzie, kiedy, po ile?
**Komedia Sinclaire’a i McCartena „Goło i wesoło” w reż. Arkadiusza Jakubika zostanie pokazana w Bydgoszczy 15.02. o godz. 19.00 w Operze Nova. Bilety można kupić po 80 i 90 zł, wejściówki - 50 zł.
Teczka osobowa
**Arkadiusz Jakubik - aktor, reżyser i producent. Jako absolwent wrocławskiej PWST trafił do stołecznych teatrów „Roma” i „Rampa”. Praca aktora nigdy mu nie wystarczała, zajął się więc reżyserią teatralną (m.in. „Cyrk Monty Pythona”, „Goło i wesoło”, „Kobieta jaskiniowa”). Jest autorem, musicalu „Jeździec burzy” z życia Jima Morrisona, lidera The Doors. Grywał też w filmach (m.in.„Kochaj i rób co chcesz”, „Jak to się robi z dziewczynami”, „Sezon na leszcza”), a od czasu realizacji telewizyjnej „Małżowina” współpracuje z Wojciechem Smarzowskim. Za rolę w jego „Weselu” nominowany do nagrody Polskich Orłów 2004, a ostatnio zagrał w wysoko ocenianym „Domu złym”.