https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pije Alf do Koli, a dusza wciąż boli

k
Spektakl „Lęki poranne” z Edwardem Linde-Lubaszenką, w reżyserii Piotra Siekluckiego zobaczymy 4 października o godz. 17.15 i 20.15 w Operze Nova.

Spektakl „Lęki poranne” z Edwardem Linde-Lubaszenką, w reżyserii Piotra Siekluckiego zobaczymy 4 października o godz. 17.15 i 20.15 w Operze Nova.

<!** Image 2 align=none alt="Image 157952" sub="„Lęki poranne”, pomimo skromnej obsady
i scenografii, mają swoją siłę rażenia">Jubilatowi świętującemu rok temu siedemdziesiąte urodziny i 50-lecie pracy artystycznej przypadł przywilej wyboru sztuki na swój benefis. Edward Linde-Lubaszenko szukał długo, nim zdecydował się na „Lęki poranne” Grochowiaka. - Ja byłem raczej za wierną adaptacją, jubilat postanowił jednak wprowadzić wątki autobiograficzne - odsłania kulisy Piotr Sieklucki.

<!** reklama>A że bohaterem jest Alf, któremu alkohol zniszczył życie koncentrujące się obecnie nad flaszką denaturatu, widz ma prawo zadać pytanie: ile z siebie dał Alfowi Linde-Lubaszenko... Trudno ustrzec się przed podejrzeniem, że aktorowi dokładnie o to chodziło - nigdy nie ukrywał słabości do wina, kobiet i śpiewu z zastrzeżeniem, iż od wina woli wódkę! A jednocześnie, powołując się na swoje nieukończone studia medyczne, podkreśla, że dawał wątrobie szansę na regenerację. Dlatego Alf jest na dnie, a on świętuje jubileusz. Zatem artystyczna prowokacja?

Za to jak misternie rozegrana! Cokolwiek dał swemu bohaterowi Edward Linde-Lubaszenko, to na pewno nie pożałował talentu, z którym odtwarza deliryczne stany rozliczającego się ze zmarnowanym życiem Alfa. Aktor wszak w ciągu długiej kariery pobierał nauki u najlepszych, grając pod okiem takich tuzów jak Jarocki, Swinarski, Lupa, Wajda. Co ciekawe, partnerujący mu, a nie tak sławny Paweł Sanakiewicz, zdaniem krytyków, osiąga wyżyny sztuki aktorskiej, wcielając się w postaci z pijackich omamów koleżki od kielicha. I jeśli nawet nad goryczą „Lęków porannych” Grochowiaka zwycięża zdystansowana ironia, której przydaje przedstawieniu Edward Linde-Lubaszenko, robi to po mistrzowsku. Lekcja pozostaje bolesna. (k)

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski