Skaterzy czy inaczej - deskorolkowcy. Można ich spotkać w każdym mieście. Nie mają wielkich wymagań - wystarczy im deska na czterech kółkach, trochę przestrzeni i - jak sami to określają - nieśmiertelność na upadki.
- Nie mów hip-hop, póki nie przeskoczysz - powtarzają skaterzy. Dlaczego? Bo wyczyny na deskorolce to dopełnienie ich subkultury. Do swoich ewolucji wykorzystują fragmenty betonowych konstrukcji, schody, metalowe poręcze, za co często obrzucani są ganiącymi spojrzeniami przechodniów. Są jednak i tacy, którzy swoje flipy, slajdy i grindy mogą wykonywać w specjalnych skateparkach.
<!** reklama>W tym przy IX LO w Toruniu, w ramach festiwalu „5 Element” odbywał się niedawno konkurs deskorolkowy. Pojawiło się kilkaset osób między szóstym a trzydziestym szóstym rokiem życia. Jedni robili tylko proste nollie, drudzy wariackie odmiany flipów. Jakie są reguły?
- Ideą tego sportu jest totalna wolność - mówi Michał Krawczyk, współorganizator imprezy. - Nie ma żadnych ograniczeń, choć przez lata jakieś nurty się ukształtowały. Trik można zrobić wyżej, ładniej, efektowniej. To połączenie techniki z finezją i własnym stylem.
- Wyczyny na deskorolce to jednak coś więcej niż tylko ogólnorozwojowy sport - podkreśla Waldemar Świątek, współorganizator imprezy. - To jest właśnie ten piąty element, dopełniający kulturę hip-hopową, na którą składają się: graffiti, rap, taniec uliczny i DJing (sztuka zgrywania dwóch kawałków do jednego rytmu - przyp. red.).
- Główną ideą festiwalu „5 Element” jest przełamywanie stereotypów krążących wokół hip-hopu i jego reprezentantów, którzy bywają traktowani jako wrogowie publiczni. Wiele osób przypina nam etykietę, którą mogliśmy zobaczyć choćby w filmie „Blokersi” - tłumaczy Maciej Gabryszak, raper grupy Garść Dollarów. - Jednak wielu z nas wyrosło już z szerokich spodni, z siedzenia na ławkach. Wielu z nas - jak rapował dawno temu Ekonom - jest „bardzo normalnych” - pracuje i studiuje.
Zobacz galerię: Piękno wariackich flipów