Norwegia. Fiordy, pokojowa Nagroda Nobla i wielki dobrobyt małego narodu. Opieka państwa posunięta tak daleko, że bardziej nie można i modelowa wręcz tolerancja, chyba rzeczywiście znacznie bardziej naturalna, a mniej politycznie poprawna niż w innych krajach Zachodu... Po prostu raj. Z tym rajem kojarzyła nam się Norwegia do piątkowego wieczoru. Teraz zawsze już będzie temu towarzyszyć wspomnienie piekła, jakie zgotował rodakom Anders Behring Breivik.<!** reklama>
Oczywiście, dyskusje o tym, że skandynawski raj, w którym tradycyjne wartości udało się wymiksować z realizowaną w praktyce polityką multikulturowości, to coraz bardziej mit, toczą się nie od wczoraj. Pełno ich choćby w popularnej u nas skandynawskiej literaturze. A jednak przeżyliśmy szok, że to właśnie tam zdarzyła się ta makabra. Bo relacje o Breiviku, mordującym młodzież, wcześniej zwabioną policyjnym mundurem, przechodzą ludzkie pojęcie.
<!** reklama>
Ale kolejny szok przeżyliśmy wtedy, kiedy okazało się, jakie jest tło mordu i kto go dokonał. Bo nie czarujmy się, pewnie łatwiej byłoby nam to pojąć, gdyby - tak jak początkowo sądzono - zbrodni dokonali islamscy radykałowie. W mediach już pojawiły się opinie o wojującym fundamentalizmie, głoszone przez różnych mędrców, teraz pewnie przeklinających swój pośpiech... Bo mordercą okazał się samotny - tyle wiemy obecnie - „kulturowy chrześcijanin”, jak się przedstawia. Tradycjonalista, który postanowił w szaleńczy sposób zwrócić nam uwagę, że musimy bardziej się starać, bo trwa cywilizacyjna i rasowa wojna.
Andersowi Behringovi Breivikowi w każdym razie uda się jedno - wywoła wielką debatę. O tym, jacy naprawdę jesteśmy my, Europejczycy, w multikulturowym świecie.