Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Petent PT - jak Przeklęty Truteń

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Zauważyli Państwo, że z komunikatów nadawanych przez instytucje publiczne znikło popularne dawniej słowo „petent”? Rzadko spotkać też można skrót PT, kierowany do nieokreślonego zbioru adresatów takich komunikatów. Idę o zakład, że dziewięciu na dziesięciu nastolatków, zapytanych dziś o znaczenie „petenta” i PT, nie umiałoby dać poprawnej odpowiedzi.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Zauważyli Państwo, że z komunikatów nadawanych przez instytucje publiczne znikło popularne dawniej słowo „petent”? Rzadko spotkać też można skrót PT, kierowany do nieokreślonego zbioru adresatów takich komunikatów. Idę o zakład, że dziewięciu na dziesięciu nastolatków, zapytanych dziś o znaczenie „petenta” i PT, nie umiałoby dać poprawnej odpowiedzi. Język jest żywy i żwawo nadąża za zmianami w życiu. „Petent” wypadł z obiegu, bo wywodzi się od łacińskiego czasownika „petere”, który, obok prosić, znaczy żądać i wymagać. Świadomość pochodzenia „petenta” wzbudzałaby w odwiedzających instytucje publiczne niebezpieczne przeświadczenie, że mogą na tym terenie dyktować własne warunki gry. Z tego samego powodu lepiej, by intruz zakłócający spokój urzędnika uważał, że PT to nie skrót od „pleno titulo”, czyli z zachowaniem wszelkich tytułów przysługujących danej osobie, lecz od, na przykład, „Przeklęty Truteń”.

Podejrzewam, że jak PT Przeklęty Truteń czuje się właśnie większość klientów bydgoskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, którzy u wrót urzędniczego dworzyszcza z urzędniczym bożyszczem muszą się najpierw porozumieć przez telefon, wiszący obok zamkniętych wrót. Uczciwie przyznaję, że takie rozwiązanie to pewien postęp w porównaniu z sytuacją PT Juranda ze Spychowa, który na początku XV wieku załatwiał w urzędzie zwanym krzyżacką komturią w Szczytnie sprawę zwrotu córki Danuty, przekazanej do komturii jako rzecz znalezioną. Rzeczony Jurand, jak oczytani Czytelnicy „Expressu” i Sienkiewicza zapewne pamiętają, zmuszony został przez krzyżackich urzędników do przebrania się w oficjalny strój polskiego petenta - włosienicę - i przed wysłuchaniem odczekał na siarczystym mrozie kilka dób u wrót zamku. I tylko finał tej historii przypomina nam dzisiejsze realia. Sterczysz, tracisz w kolejce zdrowie i czas, by na koniec usłyszeć, że zaszła pomyłka i odchodzisz z kwitkiem.

My, dziennikarze, jako współcześni Robinowie Hood, usiłowaliśmy wziąć w obronę petentów ZUS, którzy poskarżyli się, że telefon przed zamkniętymi drzwiami przy Świętej Trójcy (co za skojarzenie!) jest brudny, wisi w wiatrołapie, nie ma koło niego pulpitu do rozłożenia dokumentów i ludzie stojący za rozmówcą, chcąc nie chcąc, wysłuchują bardzo osobistych niekiedy informacji, podawanych przez petenta ze słuchawką w garści. Na takie dictum rzeczniczka ZUS odparła, że aparat przy drzwiach służy tylko do umawiania się z urzędnikami, którzy następnie schodzą do drzwi i prowadzą petenta do odpowiedniego pokoju. Proszę, jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ciekawe, czy w domu urzędnicy podobnie traktują swych gości, każąc im przez domofon tłumaczyć się, po co przyszli? Jestem przekonany, że wstępne uprzejmości w wiatrołapie często nie trwają kilkudziesięciu sekund. Wielu „stypendystom ZUS-u” pamięć już nie służy najlepiej. W wiatrołapie muszą więc najpierw znaleźć i założyć okulary, potem znaleźć i przeczytać fragment pisma, które ich do urzędu przywiodło. Bez pulpitu pod telefonem jest to rzeczywiście skomplikowana i upokarzająca gimnastyka. Musi tak być? Niekoniecznie. Kompetentny recepcjonista w budynku pokierowałby petentem sprawniej i grzeczniej niż anonimowy głos w słuchawce.

<!** reklama>

Byłbym niesprawiedliwy, utrzymując, że brak kindersztuby i wrażliwości jest wyłącznie problemem kasty urzędniczej. W prywatnej firmie, nawet potężnej korporacji, też z kulturą bywa się na bakier. Przekonałem się o tym ostatnio w kontaktach z Cyfrowym Polsatem. Przegapiłem koniec promocji w abonamencie i zapłaciłem o 40 złotych za mało. Dwa dni później na ekranie telewizora wyświetlił się komunikat z surowym apelem „Wzywamy do pilnego uregulowania należności”. Żadnego tam „prosimy”, nie mówiąc już o „uprzejmie”, tylko „wzywamy”. Wezwany natychmiast wypełniłem internetowy przelew. Niestety, był piątek po południu. Przelew mógł wyjść z banku dopiero w poniedziałek. Polsat nie miał tyle cierpliwości. Już w niedziele rozsrożył się nie na żarty: „Informujemy o rozpoczęciu działań windykacyjnych, tylko wpłata na rachunek... wstrzyma windykację” - groził kolejny napis na ekranie. W końcu przelew musiał dotrzeć gdzie trzeba, bo groźba zniknęła. Napisu „dziękujemy” już się nie doczekałem.

Jarosław Reszka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!