Najwięcej zastrzeżeń do polskiej kontrolerki miały ekipy i media z Niemiec, Japonii, Austrii i Japonii, bo to właśnie reprezentacje tych krajów straciły medale z powodu nieregulaminowych kombinezonów. Padały mocne słowa, jak "cyrk" i "farsa", a wśród osób nie przebierających w słowach znalazł się m.in. trener Niemców (w latach 2016-2019 Polaków) Stefan Horngacher.
W obronie Agnieszki Baczkowskiej stanął natomiast inny słynny austriacki trener, Alexander Pointner. "Medale zdobyły te reprezentacje, które przestrzegały wszystkich zasad związanych z kombinezonami. Taki jest fakt i trzeba przyjąć takie założenie, nawet pomimo tego, że konkurs drużyn mieszanych jeszcze długo będzie wywoływał emocje. Liczne dyskwalifikacje były ze szkodą dla skoków narciarskich, ale nie powinno się obwiniać za to wyłącznie kontrolerów" - napisał w swoim felietonie na łamach w "Tiroler Tageszeitung".
"Jeśli chodzi o sprzęt, to najbardziej uznane reprezentacje stale przesuwają granicę pomiędzy tym, co dozwolone, a tym, czego kontrola może jeszcze nie zauważyć. I uczestniczą w tym właściwie wszyscy" - dodał Pointner. Podkreślił, że surowe kontrole w rywalizacji mężczyzn sprawiły, że coraz rzadziej dochodzi tam do tak kontrowersyjnych sytuacji. Za to pewne kwestie związane z kombinezonami uchodziły do tej pory kobietom płazem i to odbiło się czkawką w Pekinie.
Austriak zaznaczył również, że technologiczny wyścig w skokach narciarskich jest tak zaciekły, że w prawie każdym kombinezonie da się znaleźć punkt, który można zakwestionować.
"Pomiar jest tak trudny, że czasem wystarczy niewielka zmiana postawy sportowca i zmieniają się wymiary. Nie bez powodu skoczkowie ćwiczą optymalną pozycję, którą później przyjmują podczas pomiarów" - przyznał.
