<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Niezwykle zabawne były zapewnienia rzecznika rządu Pawła Grasia o tym, że internetowe serwisy rządowe, które w weekend masowo padły trupem, wcale nie były zaatakowane przez hakerów.
- Sytuacja jest pod kontrolą - zapewniał pan minister. Co ciekawe, już po tych zapewnieniach padła także prywatna strona pana ministra.
Graś tłumaczył, że problemy wynikają z ogromnego zainteresowanie tymi stronami. Jasne. Miliony Polaków przez weekend nie mają nic ciekawszego do roboty niż studiowanie stron kancelarii premiera, MON i paru innych równie fascynujących witryn.
Tak jak z dużą rezerwą - delikatnie mówiąc - podchodzę do tłumaczeń rzecznika polskiego rządu, tak dużą rezerwą podchodzę również do tych opinii, które mają nas - zwykłych użytkowników Internetu przekonać, że porozumienie ACTA to zamach na wolność sieci i jakiś demoniczny światowy spisek przeciwko naszej prywatności.
<!** reklama>Na pewno proces konsultowania tego prawa mógł być lepszy. Na pewno problem gwarancji swobodnej wypowiedzi nie jest wydumany, a wolność słowa - prawem danym raz na zawsze.
Mam jednak wrażenie, że dla niektórych te szlachetnie brzmiące słowa o wolności wypowiedzi to jedynie parawan za którym trwa walka o to, by Internet - poza wszystkimi swymi dobroczynnymi walorami - nadal był miejscem, gdzie można łatwo, szybko i całkowicie bezkarnie kpić sobie z prawa do własności intelektualnej, czyli mówiąc wprost - okradać i żyć z paserstwa. A to już wcale nie jest zabawne.