Najpierw eksperyment. Wyobraźmy sobie, że to, co mówi Jan Tomaszewski, można brać poważnie. Przyznaję, sam tu w ubiegły wtorek uznałem, że słowa o „kadrze hańby 40-milionowego narodu” na poważną polemikę nie zasługują. No, ale potem pan poseł pogalopował w swych - jak śmiesznie by to nie brzmiało - przemyśleniach dalej. Tak daleko, że tego przemilczeć już nie sposób.
<!** reklama>Wskazał otóż w drużynie na Euro prawdziwych Polaków, „tego Francuza” i „tych Niemców”, zażądał od Smudy deklaracji kim jest (Niemcem czy Polakiem), no i podzielił się z 40-milionowym narodem poczuciem wstydu z powodu reprezentowania kiedyś tego narodu na boisku. Wprawdzie inni byli sportowcy zaproponowali, by wobec tego oddał świadczenia olimpijskie (30 tys. zł rocznie), na które naród się dla niego zrzuca, ale wstydliwy Jasio uznał ten pomysł za idiotyzm. No, bo nawet jeśli mu ta - jak mówi - „profanowana teraz” koszulka z orłem zaczęła śmierdzieć, to już pieniądze niekoniecznie. Cóż, czasem i posła wypada potraktować poważnie. Bo nawet jeśli na przykład Tomaszewski komuś wydaje się śmieszny, to dla innych - jak to w Polsce - jest autorytetem. Choćby dla 8114 łodzian, którzy wybrali go do Sejmu. Dla nich to ktoś, kto zatrzymał Anglię, a teraz chce powstrzymać Niemców zabierających miejsca w kadrze „młodym, utalentowanym, prawdziwym Polakom”. Ciekawe, czy pan poseł słyszał kiedykolwiek o oriundi - np. o Montim i Orsim? To temat na osobne opowiadanie i dowód, że naturalizowanie reprezentantów nie jest polskim patentem. Kiedyś do tego wrócimy, ale dziś pierwszeństwo należy się „bohaterowi z Wembley”. Jakże musi być mu dobrze z tym mitem, skoro nigdy nie zaprzeczył, że sam zatrzymał Anglię. Tak naprawdę, miał w Londynie dwie-trzy świetne interwencje, a poza tym bardzo dużo szczęścia i wsparcia obrońców. Obejrzycie kiedyś raz jeszcze mecz z Anglią i zobaczcie, ile razy Gorgoń, Musiał, Szymanowski i zapomniany dziś Bulzacki ratowali Tomaszewskiemu d&, blokując strzały, albo wybijając piłkę z linii bramkowej. I jaką robotę wykonała reszta zespołu, by odciążyć defensywę. Ile profesorskich kółek wykonał Deyna, dając odetchnąć kolegom. W całej 24-letniej karierze miał Tomaszewski tak po prawdzie dwa (1973-1974) znakomite sezony, będąc wtedy jednym z trzech - obok Maiera i Hellstroema - najlepszych bramkarzy świata. Potem próbował jako trener, działacz, komentator („manualne zdolności nogi”, to jego) i jeśli mu coś wyszło, to chyba tylko włosy. A starając się być zawsze tam, gdzie stoją konfitury, służył twarzą i nazwiskiem (bo przecież nie kwalifikacjami) politykom. Od poparcia stanu wojennego i wstąpienia do PRON aż po romans z PiS. Może i on ma rację z tym wstydem&