W największych bydgoskich szpitalach pacjenci noszą opaski
identyfikacyjne już od wielu miesięcy. Większość z nich nie ma jeszcze
kodów i zawiera podstawowe informacje.
<!** Image 3 align=none alt="Image 202638" sub="Ewa Zaborska z opaską identyfikacyjną w szpitalu im. Jurasza
Fot. T. Czachorowski">
Zgodnie z przepisami, od 1 stycznia br. obowiązuje nakaz identyfikacji chorych, którzy trafiają do szpitali. W tym celu wykorzystuje się specjalne opaski, zakładane na przegub ręki. Przez wiele lat taki system stosowany był na porodówkach - tam plastikowe opaski zakładano noworodkom.
W największych bydgoskich szpitalach systemy identyfikacji pacjentów funkcjonują od dawna. W Centrum Onkologii wykorzystywany jest także do innych celów. W szpitalu, o czym pisaliśmy, uruchomiono restaurację. Chorzy, dzięki opaskom, korzystają z jej usług za darmo.
W Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. Jurasza identyfikatory są kodowane. - Ponadto na opaskach znajdują się imię i nazwisko oraz numer historii choroby - wyjaśnia Marta Laska, rzeczniczka „Jurasza”. - Do tej pory na uruchomienie systemu wydaliśmy około 30 tysięcy złotych. Kupiliśmy za to oprogramowanie, drukarki i komputery.
Bez kodu w „Bizielu”
Szpital Uniwersytecki nr 2 im. Biziela wprowadził opaski na przełomie września i października 2012 roku. Zawierają one podstawowe dane: imię i nazwisko pacjenta, jego datę urodzenia i oddział, na którym jest hospitalizowany. - Nie są one kodowane - zdradza Kamila Wiecińska, rzeczniczka „Biziela”. - Nie rozpisaliśmy jeszcze konkursu. Na razie staramy się uzyskać informacje o tym, kto produkuje czytniki i drukarki oraz ile te urządzenia kosztują.
Wydaje się, że jeden z pierwszych systemów identyfikacji pacjentów wprowadzono w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką. Działa on z powodzeniem od lutego 2010 r.
<!** reklama>
- Pomysł jest bardzo dobry. Stosujemy go, by uniknąć pomyłek. Dotyczy to szczególnie pacjentów leczonych chirurgicznie lub przebywających na oddziale intensywnej terapii - wyjaśnia płk Jarosław Marciniak, zastępca komendanta. - Docelowo zamierzamy wprowadzić kody kreskowe.
Szpital wojskowy przygotowuje się do zakupu dodatkowych urządzeń, które pozwolą rozszerzyć możliwości istniejącego systemu. Chodzi o to, by nie służył on tylko do identyfikacji pacjenta i wyszukiwania jego historii choroby. Kod kreskowy pozwoli np. na zlecanie diagnostycznych badań. Każdy oddział zostanie wyposażony z odpowiednie skanery kodów.
System się nie pomyli?
- Oby jednak nie ten system nie zastąpił zdrowego rozsądku - komentuje Czytelniczka z Fordonu. - Trafiłam kiedyś z córką, która skręciła stopę w szkole, do urazowej izby przyjęć „Biziela”. Po wielogodzinnym czekaniu na konsultację ortopedy, lekarz skierował nas na prześwietlenie stopy. Tyle że dokumenty wystawił przez pomyłkę nie na chorą, a zdrową nogę. Pani z pracowni RTG nie chciała słyszeć o zrobieniu prześwietlenia chorej stopy, mimo że była ona spuchnięta jak bania. Tak miała napisane i koniec. Musiałam z dzieckiem wrócić do kolejki do ortopedy po właściwe zlecenie. Mam więc nadzieję, że żaden pacjent nie przejedzie się na tym, że w zakodowanej opasce będzie błąd...
Dane ogólnopolskie, opublikowane przez „Dziennik Gazetę Prawną”, świadczą o tym, że większość polskich szpitali zamierza wprowadzić kody kreskowe. Koszt opaski, zdaniem DGP, nie jest duży, bo wynosi od kilku do kilkunastu groszy. O wiele droższe jest oprogramowanie (minimum 6 tys. zł), drukarki (ok. 3 tys. zł) i czytniki (od. 1,3 tys. zł). Do tego szpitale będą musiały zapłacić także za szkolenie pracowników i stałą konserwację systemu.
Szpitalom, które nie wdrożą systemu identyfikacji chorych, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, grozi wykreślenie z rejestru placówek prowadzących działalność leczniczą.
