W tym tygodniu podwoziłem do szpitala Biziela 70-letnią kobietę, która jest chora i z trudem się porusza. Pojechaliśmy tam po zdjęcia rentgenowskie. Aby je wykonać, moja podopieczna kilka dni wcześniej wyczekała się blisko dwie godziny w kolejce. Byłem przekonany, że teraz formalności związane z odbiorem zdjęć załatwi w parę minut.
Figa z makiem! Gdy wdrapaliśmy się na piętro w szpitalu, okazało się, że przed rejestracją do rentgena znów stoi wijąca się przez dwa korytarze kolejka i sterczą w niej zarówno ci, którzy dopiero przychodzą na prześwietlenie, jak i ci, którzy mają „tylko” odebrać wyniki. W okienku urzędowały dwie panie. Nie widziałem więc powodu, dla którego jedna z nich nie mogła zająć się wyłącznie pacjentami odbierającymi zdjęcia.
Trudno na takie rozwiązanie wpaść? Pewnie nie - pod warunkiem, że wykaże się minimum współczucia dla starszych i często schorowanych ludzi w ogonku. Na korytarzu nie mieli nawet ławki, by na chwilę przysiąść.
