Godzina 9.30. Osiedle Błonie w Bydgoszczy. Przed sklepem z odzieżą używaną stoi kilkadziesiąt osób. Czekają, aż właścicielka otworzy drzwi. Jest dzień dostawy...
<!** Image 2 align=right alt="Image 150020" sub="Pani Joanna w sklepie z odzieżą używaną przy Dworcu PKP w Bydgoszczy, gdzie wczoraj dowieziono kolejną partię towaru Fot. Radosław Sałaciński">- Weź bluzę, jest ładna. Tamta spódniczka ma plamę. Odłóż - szepcze jedna pani do drugiej i przebiera w koszu z torebkami. Do środka udało im się wejść dosłownie po otwarciu. Były prawie pierwsze. W pomieszczeniu raczej średnich rozmiarów (około sześćdziesięciu metrów kwadratowych) „Express” naliczył... pięćdziesiąt dwie osoby. W tym dwóch panów.
Wciąż trzeba szukać
- Najważniejsze jest położenie sklepu. Obok muszą przechodzić ludzie - mówi pani Katarzyna. Zna się na tym biznesie. Kilka lat temu założyła sieć lumpeksów. Część z nich znajduje się w Bydgoszczy. Po ubrania jeździ do kilku hurtowni. - Czasami warto przejechać sto pięćdziesiąt kilometrów i wziąć lepszy towar, niż ciągle korzystać z tego samego punktu - tłumaczy.
Ubrania przyjeżdżają do Polski z Anglii, Irlandii, Szwecji, czy Niemiec. Nic dziwnego więc, że lumpeksy to jedna z branż, które najszybciej odczuły korzyści z wstąpienia Polski do UE, czyli zniesienie ceł i ułatwienia w podróżowaniu. Każdy posiadacz punktu z używaną odzieżą ma dwa wyjścia. Albo kupi ją w polskich hurtowniach, albo sam zajmie się importem, co nie jest wcale proste. W Wielkiej Brytanii trzeba np. dotrzeć do „banków” odzieży, do których należą kontenery przeznaczone do jej gromadzenia. Innym źródłem mogą być organizacje charytatywne, które odsprzedają część ubrań z organizowanych przez siebie zbiórek.
Pani Katarzyna ciuchy zamawia z hurtowni. Tonami. Zawsze typu „niesort”, czyli odzieży niesortowanej, pakowanej w worki.
<!** reklama>- Rzeczy pakowane są w worki wielokilogramowe. Są jeszcze tak zwane bigi, czyli duże worki z kilkoma mniejszymi w środku. Hurtownie zazwyczaj wyglądają, jak wielkie hale. Zdarza się jednak, że nie mają żadnego pomieszczenia, tylko pakują worki wprost z tirów. Najwięcej biorę z Anglii, która od wielu lat cieszy się powodzeniem. Irlandzka odzież kilka lat temu była niezła, ale ostatnio się pogorszyła. Niemcy z kolei noszą ubrania tak długo, aż się zniszczą. Towar stamtąd zawsze jest w nieco gorszym stanie - zdradza.
Kurs walut dał się we znaki
Niesort na rynku odzieży używanej jest produktem najtańszym, ale worki są nieprzeźroczyste, więc w środku może być wszystko. - Włącznie z rzeczami, które nadają się tylko do wyrzucenia, jak na przykład zużyty pampers... - mówi pani Katarzyna. Mogłaby oczywiście kupić odzież sortowaną, ale twierdzi, że jest za droga.
Biznes jest opatrzony wysokim ryzykiem nie tylko ze względu na niepewny towar. - Kryzys bardzo dotknął branżę lumpeksów. Nie tylko trudniej o dobre ubrania, ale również o klientów. Ludzie mają mniej pieniędzy. Poza tym nie sprzyja nam pogoda. Pada, więc ludziom nie chce się wychodzić z domów. Źle jest również w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy wszyscy myślą raczej o prezentach, a nie kolejnej parze spodni. Jest autentycznie ciężko. Siedzę już kilka lat w tym biznesie i nie wyobrażam sobie teraz otworzyć jednego punktu i wyżyć z niego. Poza tym w Bydgoszczy jest naprawdę duża konkurencja. Wystarczy przejść się ulicą Dworcową - dodaje pani Katarzyna. Do kryzysu w tej branży przysłużył się także wzrastający kurs euro. Polskie hurtownie za kilogram ciuchów z importu muszą płacić więcej, w związku z tym drożej sprzedają. Lumpeksy z kolei, żeby sobie odbić nakładają wyższą marżę na towar, co odstrasza klientów.
Była pierwsza
Mimo złych prognoz, nadal wiele osób jest zainteresowanych otwarciem sklepu z używaną odzieżą. Źródłem wiedzy jest dla nich przede wszystkim Internet i fora, gdzie podają swoje adresy i numery telefonów z prośbą o informacje na temat dobrej hurtowni. Tak udało nam się trafić do pani Agnieszki, która 1 maja we wsi Jastrzębiec w naszym województwie otworzyła mały punkt. - W mieście miałabym wiele konkurencji, a tak jestem jedyna na rynku. Jeszcze rozkręcam biznes, ale już zauważyłam, że ludzie lubią kupować za złotówkę. W lumpeksach jednak liczy się cena. Im taniej, tym lepiej - mówi. Kryzysu na razie się nie boi.
Ile to kosztuje?
Tyle płacą właściciele sklepów za ubrania z różnych części Europy kupowane u hurtowników:
- Szwecja - odzież z asortymentem domowym oraz butami - 3,70 zł za kg
- Norwegia - odzież, w tym wiele z oryginalnymi metkami i butami - 3, 95 zł za kg
- Niemcy - odzież z dużą ilością asortymentu domowego - 2,90 zł za kg
- Anglia - odzież ze zbiórki kontenerowej - 4,65 zł za kg
- Anglia - zbiórka „od drzwi do drzwi” - 6 zł za kg
* podane ceny są uśrednione
