<!** Image 2 align=none alt="Image 170386" sub="Gdyby nie moda na wszelkiego rodzaju świąteczne „upiększacze”, w wielu portfelach nie byłoby tak pusto jak z pewnością będzie / Fot. Renata Napierkowska">Ten miesiąc będzie wyjątkowo ciężki. Nie dosyć, że trzeba nastawić się na zdecydowanie większe wydatki spowodowane zbliżającymi się świętami wielkanocnymi, to jeszcze wypłata - jak na złość - przyjdzie dopiero po świętach. W wielu domach, żeby przeżyć do pierwszego, trzeba będzie się pewnie zwyczajnie zadłużyć. No, ale to przecież Polacy wymyślili przysłowie: „Zastaw się, a postaw się”. No więc się zastawimy i to nie tylko na Wielkanoc, ale także na majowy weekend, który wraz rozpoczęciem obchodów rocznicy uchwalenia konstytucji trzeciego maja przerodził się w narodowe święto pieczenia kiełbasek, karkówki i kaszanki na grillach.
<!** reklama>Oczywiście możemy sobie ponarzekać, że wszystko idzie w górę, że cukier jest po sześć złotych, benzyna po 5 zł, a cała reszta też podskoczyła, bo VAT o jeden procent podniesiono. Możemy też psioczyć na rząd, że rok temu za to, co stało na świątecznym stole, płaciliśmy 30 procent mniej, 5 lat temu 50 procent, a 15 lat temu to raj był, bo skoro z każdym rokiem jest drożej, to musiał być kiedyś i taki czas, kiedy wszystko za darmo rozdawali.
Prawda jest jednak taka, że każdy chce zarobić. I ten, co cukier sprzedaje, i ten co jest właścicielem stacji benzynowej, i ten, co kaszankę robi. A kiedy zarobić, jak nie przed świętami? Gdyby ludzie nie biegali bez opamiętania do sklepów, gdyby nie wyrzucali pieniędzy na pluszowe kurczaczki, na kalkomanie z jajem, które się przykleja na oknach, na gałęzie zerwane z przydomowych żywopłotów pomalowane na biało, albo żółto, w ich portfelach wcale nie byłoby tak pusto, jak zapewne będzie. Zresztą gdybym miał gdzieś jakąś budę ze świątecznymi gadżetami, też bym ceny o 300 procent podniósł, bo drugi raz okazja na większy zarobek zdarzy się pewnie dopiero za kilka dobrych miesięcy.
Podnoszenie cen przed świątecznymi czy przedłużonymi weekendami to już tradycja. Jedna z wielu. Bo inną tradycją są poświąteczne wyprzedaże, kiedy to człowieka szlag trafia, że to, co kupił tydzień wcześniej za 100 złotych, teraz oferują po 70 i do tego dorzucają za darmo płyn do mycia naczyń, albo ściereczki do wycierania garów, które pewnie jeszcze po świętach w zlewie leżą i nie ma ich kto umyć.
Ale czas szybko biegnie. Święta mijają jedne za drugimi. Po Wielkanocy przychodzi długi majowy weekend, po nim święto Wojska Polskiego, a później Wszystkich Świętych, Niepodległości i już mamy Boże Narodzenie. W tym czasie dorobią się rzeźnicy, handlarze zniczami i sztucznymi kwiatami, sprzedawcy papierowych chorągiewek, a po nich także hurtownicy zarzucający nasz rynek plastikowymi zabawkami z Chin. A naszym jedynym zmartwieniem będzie zastanawianie się, skąd wziąć na to kasę.