Ewa Kowalkowska, to jeden z najbardziej rozpoznawanych bydgoskich sportowców. W tym roku świętuje jubileusz 25-lecia kariery. Z tej okazji „Express” nakłonił ją do alfabetu wspomnień.
<!** Image 2 align=none alt="Image 167752" sub="36-letnia Ewa Kowalkowska (z domu Nogowska) gra w Pałacu od 1986 roku. Z bydgoskim klubem zdobyła złoto oraz po dwa srebrne i brązowe medale mistrzostw kraju seniorek. Wznosiła też Puchar Polski (dwa razy)
i Superpuchar. W reprezentacji seniorek rozegrała 154 spotkania. Trzykrotnie uczestniczyła w mistrzostwach Europy: 1995 w Arnhem (9. miejsce), 1997 w Brnie (6.) i 1999 w Rzymie (8.). W stolicy Włoch wybrano ją najlepiej zagrywającą siatkarką imprezy. W 2002 roku była kapitanem reprezentacji na mistrzostwach świata w Lipsku (23. miejsce). Warto jeszcze dodać, że z Augusto Kalisz (sezon 1998/1999) wywalczyło srebro w lidze oraz Puchar Polski. Fot. Tymon Markowski">**
A - Augusto Kalisz: Chciałam spróbować czegoś innego, nowego i dlatego przyjęłam ofertę Augusto. Nie żałuję tej decyzji. Rok spędzony w Kaliszu uświadomił mi jednak, że chcę grać w Bydgoszczy, być blisko rodziny i przyjaciół. Tylko wtedy najlepiej funkcjonuję bowiem nie tylko sportowo, ale i prywatnie. ambicja: Rzecz, która jest nieodzo- wna w moim życiu. Bez niej sport i wyniki nie mają racji bytu.
B - Bydgoszcz: To jest moje ukochane miasto! Tu się urodziłam, z nim wiąże się wszystko, co najlepsze w moim życiu. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Kocham Bydgoszcz ze wszystkimi jej plusami i minusami. Zresztą tych wad jest coraz mniej. Miasto się rozwija, pięknieje. Lubię patrzeć jak się zmienia. Idealnym przykładem jest chociażby Wyspa Młyńska. balet: To były czasy, gdy uczęszczałam jeszcze do szkoły podstawowej nr 14 na Bartodziejach. Próbowałam wielu rzeczy, m.in. przez cztery lata śpiewałam w chórze, grałam w tenisa ziemnego, była też roczna przygoda z baletem. Zajęcia odbywały się w Pałacu Młodzieży, a sala z lustrami była tuż obok sali gimnastycznej. Moja starsza siostra grała w siatkówkę, podglądałam jej treningi i w końcu sama zamieniłam baletki na sportowe buty.
C - cechy charakteru: Oj, nie lubię o sobie mówić (śmiech - red.). Jestem bardzo upartym człowiekiem i to czasami przeszkadza mi w życiu. Z pewnością mam też pozytywne cechy, ale lepiej pytać o nie moich bliskich i przyjaciół.
D - dom: Dom to nie tylko cztery ściany, ale przede wszystkim ludzie: mój mąż, rodzice, siostra, szwagier i chrześnica Ania. To azyl, do którego chętnie wracam i za którym tęsknię.
F - Fiat 126p: To była nagroda dla najlepszej zawodniczki finałowego turnieju Pucharu Polski w Bielsku w 2000 roku. Po „malucha” pojechał mój mąż Jarek. Pamiętam, że wracał dość długo. Ale nie dlatego, że coś z nim było nie tak, ale dlatego że było to nowe auto. Przez tydzień nim jeździłam. Mieliśmy już jednak dwa samochody i dlatego zdecydowaliśmy się go sprzedać.
G - Gollob (po ostatnim meczu ze Stalą jeden z kibiców porównał Ewę do Tomasza, który nie zawodzi w najważniejszych momentach): To miłe, ale ja oceniam się bardziej surowo. Gdybym siedem oczek, które zdobyłam w tie breaku, wywalczyła szybciej, to wygrałybyśmy za trzy, a nie za dwa punkty. Poza tym, nie chcę się do nikogo porównywać. Tomek jest Tomkiem, ja jestem Ewą.
H - hale: Byłam w wielu krajach, ale najczęściej poznawałam lotniska i hale. Tych ostatnich widziałam tysiące. Bardzo podobały mi się japońskie. Egzotyczne były natomiast obiekty w Brazylii. Występowaliśmy w halach, gdzie nie było okien, a za trybuny musiały wystarczyć betonowe schody.
<!** Image 3 align=none alt="Image 167752" >
I - igrzyska olimpijskie: Grałam na mistrzostwach świata i Europy, ale na olimpiadę nie udało mi się pojechać. Od początku kariery moją ambicją był start w tej imprezie. Niestety, pozostanie to już chyba w sferze marzeń. Trudno, nie można mieć wszystkiego.
J - Jarosław, mąż: Najważniejsza osoba w moim życiu. Jesteśmy razem od szesnastu, a małżeństwem od trzynastu lat. Mam w nim oparcie, obojętnie, czy się wali, czy się pali. Czasami podpowie, co zrobić lepiej, czasami też zgani. Bez niego nie udałoby mi się pokonać kilku zakrętów w życiu.
K - Klub Sportowy Pałac: Fajny klub. W obecnej rzeczywistości już takich nie ma. Mam na myśli atmosferę i ludzi w nim pracujących. Pałac ma swoją duszę, zasady, honor. W bydgoskim klubie zawodniczkę traktuje się jak człowieka, a nie tylko osobę, która ma zdobywać punkty. Ktoś powie, że chwalę KS Pałac, bo nie miałam okazji poznać innych ośrodków. Mam jednak przyjaciółki i koleżanki z całej Polski i wiem, jak jest gdzie indziej.
M - Makowski Piotr: Mogę mówić o nim same pozytywne rzeczy. Ma bardzo fajny warsztat pracy oraz dużo wiedzy, którą potrafi przekazać. Można z nim porozmawiać o wszystkim. Z Piotrem Makowskim związana jest ciekawa historia. W 1998 roku grałyśmy w Gdańsku turniej eliminacyjny do mistrzostw Europy. W jego trakcie, w sobotę, ślub brała moja siostra. Dostałam zgodę od trenera Jerzego Skrobeckiego na krótki wyjazd do Bydgoszczy. Problem w tym, że akurat zaczął się strajk na kolei. Całe szczęście, że w tym samym czasie w Gdańsku na kursie trenerskim przebywał Piotr Makowski, który zawiózł mnie samochodem do Bydgoszczy. Gdyby nie on, zabrakłoby mnie na ślubie siostry.
N - numer 2 na koszulce: Nawet nie wiem, jak to się stało, że gram z tym numerem. Odkąd pamiętam, to - przynajmniej w klubie - występuję z dwójką. Na pewno jednak sama jej sobie nie wybrałam, bo gówniara, gdy wchodzi do zespołu seniorek, nie ma takiego przywileju. Przy okazji ciekawostka. Nie tak dawno ktoś mi powiedział: „Wiesz, z bydgoszczan z numerem 2 występujesz ty, Winiarski i Gollob”.
O - ostatnia piłka, która dała Pałacowi złoto mistrzostw Polski w 1993 roku: Miałam wtedy 18 lat. W finale z Wisłą grałam na lewym skrzydle, a więc na przyjęciu z atakiem. O ile pamiętam, to zagrywała Dorota Rucka. Jedna z krakowianek źle przyjęła i piłka szybowała w moim kierunku. Byłam przerażona (śmiech - red.). Zamknęłam oczy, wyskoczyłam, piłka odbiła się od moich rąk i spadła na stronę przeciwniczek. Tak naprawdę, to niewiele pamiętam z tamtego spotkania. Moja mama ma to nagrane na kasecie i dopiero po czasie zobaczyłam, co wyrabiałam na parkiecie. Nawet próbowałam atakować, chociaż teraz tak tego bym nie nazwała (śmiech).
P - podróże: Byłam m.in. w Japonii, Tajlandii, Stanach Zjednoczonych, Brazylii. Czasu na zwiedzanie wiele jednak nie miałam. Nawet jak było trochę wolnego, to i tak trzeba się oszczędzać. Nie da się bowiem biegać po sklepach i potem mieć świeże nogi do skakania. Marzy mi się podróż z mężem do Australii i Meksyku. Chciałabym pokazać Jarkowi Rio de Janeiro i pomnik Chrystusa. Stałam pod nim i wrażenie jest niesamowite.
R - reprezentacja: Tylko raz odmówiłam przyjazdu „na kadrę”, w 1993 roku, gdy miałam kłopoty z kolanem. To wielki zaszczyt, ale też ogromnie ciężka praca. Zwłaszcza, że zgrupowania rozpoczynają się tuż po sezonie ligowym, bez chociażby miesięcznej przerwy. Ja jeździłam jedenaście lat i wiem, jakie to są obciążenia. Czasami nie dziwię się siatkarkom, które odmawiają selekcjonerowi. Kiedy ja jeździłam, to zdarzało się, że było osiem-dziewięć dziewczyn. Ale to nas scalało.
S - siostra Katarzyna, przyjaciel: Jest starsza o trzy lata. Jako pierwsza zaczęła „wojować” z siatkówką. Skończyła trenować pod koniec szkoły średniej. Obecnie pracuje m.in. jako nauczyciel wychowania fizycznego w szkole podstawowej nr 31. Bardzo interesuje się sportem, jest z nim związana przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
T - trenerzy: Każdemu coś zawdzięczam i żadnego nie chcę specjalnie wyróżniać. Od każdego można się wiele nauczyć. I nie myślę tylko o elementach typowo siatkarskich, ale też o podejściu do tego sportu. Wiadomo, że siatkówka to nie tylko to co robisz z piłką na parkiecie, ale też wszystko dookoła.
U - urazy: Najgroźniejszy przytrafił mi się 13 października 1999 roku. Poważnie skręciłam kostkę i uszkodziłam więzadła. Przed dwa tygodnie nogę miałam w specjalnej szynie. Czułam się źle, zdarzało się, że rano mdlałam. Jarek musiał chodzić do pracy i dlatego, dla mojego bezpieczeństwa, klucze do mieszkania dostała Iza Rutkowska, która codziennie zaglądała (Rutkowska to była siatkarka m.in. Pałacu - red.). Klub wysłał mnie potem na dwa tygodnie do sanatorium do Ciechocinka. Pojechałam tam z 1-procentową sprawnością stawu skokowego. Rehabilitant, który się mną zajął postawi mnie na nogi. Długo dochodziłam do siebie. Ból odczuwałam jeszcze w maju, gdy pojechałam na zgrupowanie reprezentacji.
W- Waldemar Sagan: Kiedyś powiedziałam, że życzę każdemu takiego szefa. Jest to osoba, która ukształtowała mnie sportowo. I nie tylko. Nauczył mnie szacunku, zaufania. Rodzice starali się wychować mnie na dobrego człowieka, poza domem robił to Waldemar Sagan. Mam nadzieję że im wyszło. Gdy miałam 17 lat, to właśnie Waldemar Sagan namówił mnie, abym spróbowała sił w zespole seniorek. Stres był wtedy duży, bo niemal wszystkie dziewczyny były dużo starsze. Skończyło się to nieprzespaną nocą (śmiech). Bałam się, że spóźnię się na pierwszy trening i już dwie i pół godziny wcześniej pojechałam do Agnieszki Obremskiej, która była ode mnie tylko dwa lata starsza. Gdy weszłam do szatni, to mówiłam wszystkim „dzień dobry” i usiadłam w kąt, aby się przebrać.
Z - zespół: W Pałacu nigdy nie było tak, że co sezon był inny skład. W naszym klubie nie było wielkiego budżetu. Zespół zawsze tworzył jednak zgrany kolektyw. Wiedzieliśmy, że tylko ciężką pracą i wzajemnym szacunkiem możemy coś osiągnąć. To budujące. Oczywiście nie zawsze wszyscy się super lubią, ale wtedy byłoby chyba nudno. zakończenie kariery: Już dwa razy zawieszałam karierę i już się ze mnie śmieją, że jak znów to ogłoszę, to nikt mi nie uwierzy. Dlatego teraz nic nie mówię. Kiedy to już jednak nastąpi, będę szukać czegoś, co sprawi mi taką samą satysfakcję, co siatkówka. Fajnie, gdyby udało się znaleźć coś związanego z tym sportem. Bo ja najlepiej funkcjonuję, gdy wiem, że mam dwa treningi. Wtedy mogę najlepiej poukładać sobie dzień.