Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O królu Messim jak o wyższości świąt

Michał Żurowski
To się już zdarzało. Na każdym etapie historii futbolu zawsze znalazł się piłkarz tak wybitny, by wywołać dyskusję: czy to właśnie on jest numerem 1 wszech czasów. Pele? A może ktoś przed nim? Np. Di Stefano. Albo po nim. Choćby Cruyff. No tak, ale potem był Maradona, później Zidane, a teraz...

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zurowski_michal.jpg" >To się już zdarzało. Na każdym etapie historii futbolu zawsze znalazł się piłkarz tak wybitny, by wywołać dyskusję: czy to właśnie on jest numerem 1 wszech czasów.

Pele? A może ktoś przed nim? Np. Di Stefano. Albo po nim. Choćby Cruyff. No tak, ale potem był Maradona, później Zidane, a teraz...

Teraz z każdym genialnym występem Messiego, z każdym golem - albo z pięcioma naraz, jak w ub. środę w Lidze Mistrzów - wraca spór o koronę króla futbolu. Spór, który nigdy nie będzie miał końca. Bo to dyskusja w stylu tej o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy.

Żeby było jasne: Messi jest niesamowity. Od czasu Maradony, a może w ogóle - przez ponad czterdzieści lat mojego futbolowego nałogu - nie widziałem nikogo, kto wyczyniałby z piłką podobne cuda. Ale czy jest najlepszy w historii? Lepszy od legend wymienionych na wstępie?

Kiedy dorastałem, o takich wirtuozach, jak Leonidas czy Piola (w latach 30. grał tak, że Włosi zgłosili wniosek do Watykanu o jego beatyfikację) czytało się niczym baśnie Andersena. Był koniec lat 60. Di Stefano już zszedł z boiska, Pele pisał epilog swojej mistrzowskiej trylogii, zaczynała się epoka futbolu totalnego. Dla mnie numerem 1, może nawet wszech czasów, był wtedy Cruyff. Ale dla mojego ojca, wychowanego na „złotej jedenastce” Węgier z lat 50., idolem pozostał Puskas, a dziadek (rocznik 1901) sławił Austriaków i Czechów z lat 20. i 30. I Pogoń Lwów. Tamte czasy znałem tylko z opisów.

<!** reklama>Jak o Urugwajczyku Andrade, który w półfinale MŚ 1930 przebiegł pół boiska, minął pięciu Jugosłowian, cały czas żonglując piłkę głową.

I o tym, jak Anglik Matthews umiał w dośrodkowaniach tak obliczać lot piłki, by spadała na głowę środkowego napastnika gładką częścią skóry, a nie... sznurówką.

I te z przełomu lat 50. i 60. O „Chaplinie futbolu” - Garrinchy czy mniej znane – np. tę, jak Argentyńczyk Sivori, nim zdobył bramkę z Chile, szesnaście razy przedryblowal rywali.

Jaki sens ma porównywanie ich do Messiego? To tak, jakby się spierać o wyższość gwiazdy filmu niemego Poli Negri nad Meryl Streep. Albo o to, kto był lepszy: Loius Armstrong czy Freddie Mercury.

Messi jest na pewno piłkarzem XXI wieku. Problem z nim (w odróżnieniu np. od Zidane’a) jest tylko taki, że w reprezentacji - bez Xaviego i Iniesty - traci gdzieś tę swoją magię. Nie prowadzi Argentyny do sukcesów, jak kiedyś Kempes czy Maradona. Natomiast przemawia za nim to, że wynosi futbol do rangi sztuki właśnie teraz - gdy gra się nieporównanie szybciej niż w piłkarskim „starym kinie”, a na boisku jest tak mało miejsca, że czas wirtuozów miał już minąć. Dzięki Leo nie minął. Fajnie. My też będziemy mieli o kim wnukom opowiadać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!