<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/kaczor_katarzyna.jpg" >Oto happening, który rozsławiłby nasze miasto na cały świat. Może byłoby kontrowersyjnie i nie po bożemu, no ale marketingowo zapewne skutecznie. W setne urodziny najdłużej rozebranej do naga kobiety w okolicy (to co, że ta kobieta jest z brązu) bydgoszczanki rozbierają się - chociaż do bielizny i pozują do pamiątkowej fotografii!
Kto wie, czy panie nie poczułyby ukłucia zazdrości. Łuczniczka stworzona przez Ferdynanda Lepckego jest bowiem klasycznym typem klepsydry. Oto jej wymiary: obwód w biuście 105 cm, w talii 77 cm i w biodrach 105 cm. Z tym rozbieraniem to taki mój niewybredny żarcik, tymczasem przez lata kariery pani z łukiem artyści wręcz przeciwnie próbowali walczyć o jej honor, cześć. Łuczniczka ubierana zatem była, choćby w bieliznę, przyozdabiana kwiatami. Na potrzeby miejskiego pijaru próbuje się wykreować legendy, jakoby dama ta czuła miętę do niejakiego Przechodzącego przez Brdę, a wszystkiemu ma przyglądać się Wędrowiec.
<!** reklama>Na początku XX wieku nie było aż tak romantycznie. Także w okresie międzywojennym nagie kształty Łuczniczki budziły wiele emocji. Podczas świąt religijnych figurę zasłaniano lub ubierano, aby nie raziła uczuć uczestników procesji. Przeciwniczką rzeźby była mieszkająca w Bydgoszczy w latach 20. aktorka Pola Negri. Pomnik był więc przestawiany, usuwany gdzieś w głąb, innym razem eksponowany. Istne szaleństwo. Dziś, żeby zwrócić uwagę przechodniów swoją prozaiczną nagością, żeby zbulwersować, musiałaby chyba Łuczniczka zejść z cokołu i wybrać się choćby na lody albo do pobliskiego spożywczego. Ale i to nie gwarantuje jej wysokiej oglądalności. Co najwyżej trochę niezdrowej sensacji...