Pani Eliza, bydgoszczanka w wieku 87 lat, mieszka na Kapuściskach. Pod koniec lutego przyszli do niej „specjaliści”, którzy - jak twierdzi - podawali się za pracowników gazowni i roztoczyli przed staruszką wizję zatruć dymem i tlenkiem węgla, który wydobywa się z nieszczelnych junkersów. Tak się jednak dobrze złożyło, że oferują w promocyjnej cenie idealne urządzenia, które z łatwością zapobiegną nadchodzącej tragedii. Omotana przez nich kobieta podpisała umowę, a kilka godzin później stała się posiadaczką nowego piecyka.
PRZECZYTAJ:Warto czytać umowy, by nie kupić niechcianego piecyka po 1600 złotych [PRAWA KONSUMENTÓW]
- To szajs, za który moja babcia zapłaciła prawie 1600 złotych. Stary junkers miał dwa lata i był bardzo dobry. Złapani jeszcze w mieszkaniu przez mojego wuja instalatorzy pokazali umowę podpisaną przez babcię. Była tak skonstruowana, że właściwie nie można jej było rozwiązać. Wezwaliśmy policję, ale patrol nie był zbyt pomocny, policjanci nie widzieli nic złego w tym, że naciągnięto moją babcię. Stwierdzili, że skoro nie jest ubezwłasnowolniona, to może podpisywać wszystkie umowy - irytuje się bydgoszczanin. - Ostrzegam więc wszystkich przed kontaktami z tą firmą, nie dajcie się oszukać!