Czy to, czego nie widać, czyli instalacje pozostałe po dawnych Zakładach Chemicznych Zachem są groźne? Tak. Między Inowrocławiem a Bydgoszczą, na głębokości paru metrów, biegnie rurociąg, którym kiedyś tłoczono tzw. solankę (woda z solą) wykorzystywaną w zachemowskiej produkcji.
PRZECZYTAJ:Co dalej ze źródełkiem w Myślęcinku?
[break]
Na obszarze zakładów rurociąg wychodził z ziemi i na specjalnych podporach biegł na północ, m.in. przez obecne tereny Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego. Ta część instalacji jest już dawno rozebrana, to, co pod ziemią - wciąż leży i rdzewieje.
Znalezienie starego rurociągu nie jest takie trudne. W lesie niedaleko wiaduktu nad torami w Emilianowie co jakiś czas widać włazy do studzienek inspekcyjnych.
Wchodzimy do jednej z betonowych komór, żeby zobaczyć, co ostatnio ratuszowym urzędnikom spędza sen z powiek. Pod ziemią widać stalowy podest, barierkę i bryłę rdzy z zaworami, która kiedyś była rurociągiem. Ma średnicę około pół metra. Na kołnierzach nieszczelnych połączeń widać wykwity soli. Rurę i to, co w środku, zostawiono na pastwę losu.
Trzy działki, przez które biegnie rurociąg, należą do miasta - dostało je od skarbu państwa. Ratusz zawiadomił regionalnego dyrektora ochrony środowiska o możliwości rozszczelnienia się rurociągu i o zagrożeniu zanieczyszczenia środowiska chlorkami.
- Rurociąg solankowy, zgodnie z Kodeksem cywilnym, nie należy do części składowych gruntu i pozostał własnością ZCh Zachem. W chwili obecnej to własność Infrastruktury Kapuściska SA w upadłości likwidacyjnej - mówi Anna Mackiewicz, zastępca prezydenta Bydgoszczy.
Rurociąg dał już o sobie znać pięć lat temu. Jego zawartość skaziła glebę na obszarze około pół hektara na terenie ogródków działkowych przy ul. Poznańskiej w Inowrocławiu. Badania wykazały, że stężenie chlorków było tam około tysiąca razy większe niż gdzie indziej.
Jak informowaliśmy w poniedziałek, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska prowadzi w tej chwili postępowania dotyczące szkód w środowisku na 27 fragmentach byłych zakładów chemicznych. Postępowania mają dać odpowiedź, kto ma zapłacić za likwidacje zagrożeń. Kiedy się zakończą - nie wiadomo. RDOŚ czeka na ekspertyzy od obecnych właścicieli terenów.