Podczas procesu byłego strażnika niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen były więzień zaapelował do oskarżonego o przyznanie się do winy.
- Czy twoja mroczna tajemnica jest dla ciebie tyle warta, że nie możesz przeprosić za swój wkład w moje cierpienie?– zapytał pod koniec swoich zeznań ocalały z Holokaustu Emil Farkas, zwracając się do strażnika w byłym niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen Josefa S.
Prokurator Cyrill Klement oskarża stulatka o współudział w zabójstwie ponad 3 500 osób w latach 1942-1945. Proces odbywa się w sali gimnastycznej zakładu karnego Brandenburg an der Havel, który przerobiono na salę rozpraw,
- Widział mnie pan w obozie w Schuhlaeuferkommando i słyszał mnie pan, bo musieliśmy w czasie marszu śpiewać pieśń „Erika””. Niech pan będzie odważny, choć teraz apelował do oskarżonego 92-letni Farkas.
Farkas pamięta dokładnie, jak on i jego starszy brat David zostali wepchnięci do wagonu pod koniec w 1942 roku. W oddali usłyszał, jak jego matka krzyczy: „Trzymajcie się!"
Emil miał 13 lat, gdy został deportowany z rodzinnego miasta Żyliny na Słowacji do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Tylko dlatego, że był Żydem.
Josef S. służył tam od stycznia 1942 roku. Często pilnował jednej z wież obozowych, należał do Batalionu Gwardii SS Totenkopf i był członkiem kompanii zespołów wartowniczych.
W ten deszczowy czwartek – ponad 75 lat później – spotkali się Farkas i Josef S.: ocalały z Holokaustu w granatowym garniturze, różowej koszuli i krawacie oraz były strażnik w kolorowym swetrze z dzianiny.
Współoskarżający w tym procesie pochodzą z Izraela, Francji, Holandii, Polski, Niemiec i Peru. Są kobiety i mężczyźni, którzy sami byli więzieni w obozie lub krewni więźniów, którzy zostali tam zamordowani.
Farkas będzie jedynym ocalałym z Sachsenhausen, który pojawił się jako świadek. Mówi, że nigdy nie opisywał tego, czego doświadczył przed niemieckim sądem. Zajęło mu 50 lat, żeby w ogóle móc o tym mówić. Farkas, urodzony w 1929 roku, mieszka w Izraelu. Przyjechał do Niemiec z Hajfy z wnuczką i jej mężem.
Był bardzo podekscytowany emocjonalnie, mówił jego prawnik Thomas Walther. S. żyje samotnie, w listopadzie skończy 101 lat.
