Zielony liść już tylko najstarszym bydgoszczanom kojarzy się z niedoświadczonym kierowcą. Dziś oznacza co innego - symbol konopi indyjskich, popularnego narkotyku.
Z upodobaniem prezentuje go młodzież na czapeczkach lub koszulkach, a palenie „zioła” to stały element wielu młodzieżowych subkultur. - Co innego jakaś koszulka, a co innego sprzęt do palenia narkotyku. Taki zauważyłam w sklepiku w bydgoskim Geancie. Czego tam nie było - szklane lufki, wodne fajki. Były też specjalne komplety fajeczek wraz z zapalniczkami. Oczywiście wszystko z marihuanowym „logo”. Czy to w ogóle jest legalne? - alarmuje nasza Czytelniczka.
<!** reklama left>Sprawdziliśmy. Faktycznie, obok tytoniu z całego świata, cygar i papierosów, na wystawie stoi sprzęt z „liściem”, nargile i sporo szklanych lufek. - Wszystko, co mamy w ofercie, jest w pełni legalne - zapewnia sprzedawczyni. - Te lufki służą do palenia suchego tytoniu - zapewnia. - Po co więc na nich liście marihuany? - My nie pytamy czy w legalnym produkcie ktoś pali nielegalne rzeczy. Owszem, parę lat temu ich sprzedaż była niedozwolona, podobnie jak tabaki. Teraz już nie ma takich przepisów.
Szefowa firmy, która prowadzi stoisko, nie widzi problemu w takim asortymencie. - Wymógł go klient. Gdyby się to nie sprzedawało, nie mielibyśmy w ofercie. Nawet dorośli kupują dzieciakom na „osiemnastkę” takie fajki - mówi właścicielka, chce jednak zachować anonimowość. I dodaje. - U mnie nawet zapałek bez dowodu kupić nie można. Żaden nieletni nie dostanie też takich wyrobów, tak jak nie sprzedamy mu fajki, tytoniu czy papierosów.
Takich punktów może być w Bydgoszczy nawet kilkanaście. Są w każdym większym markecie.
- Kierujący państwem mają ważniejsze sprawy na głowie - z nieco filozoficznej perspektywy patrzy na problem Ryszard Częstochowski, koordynator poradni „Monar” w Bydgoszczy. - Pamiętam, że przed kilkunastu laty na Dworcowej był sklep, który sprzedawał tylko sprzęt do palenia. Teraz nawet w zwykłym kiosku można dostać szklane lufki. Mamy wolny rynek i bezsilność prawa. Należałoby się jednak zastanowić, czy sprzedawanie produktów z logo narkotyku nie jest jego reklamą.