https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie przegonią Dudka w locie!

Historia tej firmy może dodać wiatru w skrzydła wątpiącym w swoje możliwości. Piotr Dudek i Wojciech Domański zaczynali od... miłości do latania. Dziś prowadzą uznaną w świecie spółkę produkującą paralotnie. Prąd mają wznoszący!

Historia tej firmy może dodać wiatru w skrzydła wątpiącym w swoje możliwości. Piotr Dudek i Wojciech Domański zaczynali od... miłości do latania. Dziś prowadzą uznaną w świecie spółkę produkującą paralotnie. Prąd mają wznoszący!

<!** Image 2 align=none alt="Image 176142" sub="Piotr Dudek (z lewej) razem ze swoim wspólnikiem Wojciechem Domańskim. Po prawej - model małej paralotni wyczynowej, która już wygrała trzy mistrzostwa: Polski, Wielkiej Brytanii i Francji / Fot. Tymon Markowski">W połowie lat 90. informatyk Wojtek Domański oglądał audycje Katarzyny Dowbor o sportowych pasjach Polaków. Kilka programów dziennikarka poświęciła miłośnikom paralotniarstwa. „A może i ja bym polatał ?” - zastanawiał się, zafascynowany tym sportem. „Ale jak, gdzie, z kim?” Odpowiedź przyszła szybko. Na drzwiach wieżowca, na którego strychu mieściła się firma Wojtka, ktoś przykleił ogłoszenie o naborze na kurs paralotniowy.

<!** reklama>Szkolenie prowadził pochodzący z Warszawy Piotr Dudek. To on rozpoczął w Polsce modę na latanie, był nauczycielem wielu przyszłych pilotów. Co ciekawe, sam mistrz zaczynał karierę dość osobliwie. Jego kolega podczepiał spadachrony z demobilu do latarni ulicznej i fruwał na wietrze. Trzynastoletniemu Piotrowi tak się to spodobało, że w wieku 15 lat zapisał się do Aeroklubu Warszawskiego na skoki spadochronowe.

<!** Image 3 align=none alt="Image 176142" sub="Fot. Tymon Markowski">Na maszynie kaletniczej

W latach 80. i jeszcze na początku lat 90. w Polsce niewiele mówiło się o paralotniarstwie. Sport ten na większą skale uprawiany był za granicą. W czasach PRL-u skakało się na spadochronach, a Piotr Dudek chciał zaznać większej swobody. W warunkach domowych (np. na maszynie kaletniczej swojej mamy) przerabiał spadochrony na paralotnie i testował je zimą w górach. Chciał latać i tyle. Nie było dla niego przeszkód. Był pierwszym Polakiem startującym w mistrzostwach świata w Szwajcarii w 1993 roku na paralotni własnej konstrukcji!

<!** Image 4 align=none alt="Image 176142" sub="„Zając”, czyli podstawowy kształt uprzęży, siedzisko pilota. Pod siedzeniem umieszcza się spadochron / Fot. Tymon Markowski">Sięgnijmy do historii. Marzec 1995 roku. Wówczas Wojtek ćwiczący pod okiem Piotra zakochał się w lataniu tak bardzo, że zrezygnował z prowadzenia firmy informatycznej (powoli zresztą zjadanej przez zabójczy podatek VAT). Jeszcze w sierpniu tego samego roku panowie zwarli szyki i założyli własną spółkę. Paralotniową oczywiście.

Kapitałem początkowym stała się stara maszyna do szycia firmy Łucznik (zabytek odszedł już w niebyt) i komputer wraz z oprogramowaniem autorstwa Wojtka, m.in. do wypłaszczania trójwymiarowej bryły na paski materiału. Siedziba spółki mieściła się w Barcinie, na strychu budynku gospodarczego. Tak rodziła się firma Dudek Paragliders.

<!** Image 5 align=none alt="Image 176142" sub="Paralotniarstwo to wielka pasja Piotra Dudka, jego żony Iwony, ich dzieci. Piloci uwielbiają oglądać z góry egzotyczne krainy, a także je fotografować / Fot. Archiwum P. Dudka">- Przyjechał do nas szef firmy warszawskiej, w której Piotr projektował kiedyś paralotnie. Ostrzegał, że to się nie uda, że nie zdajemy sobie sprawy, jak kiepskim rynkiem jest Polska - wspomina Wojciech Domański, odpowiedzialny w firmie, m.in., za marketing. - Prorokował, że nas także zje podatek VAT. I pewnie by tak było, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności. Kolejny zresztą w historii tej firmy. Na przykład udało im się kiedyś kupić okazyjnie materiał.

- Na początku tkaninę braliśmy od polskiego importera z Łodzi - mówi Domański. - Ten niedokładnie usuwał metki, więc tym tropem dotarliśmy do producenta z Francji. Okazało się, że francuska firma ze sprzedaży tkaniny przerzuca się na linki, więc oferuje nam wyprzedaż całego zapasu materiału! Dodam, że to bardzo lekki materiał i bardzo drogi. Ten zapas wystarczył nam na uszycie aż 40 paralotni (zwykle zakupy robiliśmy na trzy, cztery skrzydła).

Francuzi przysłali palety z tkaninami na granicę polsko-niemiecką. - Tam odpiłowaliśmy rogi od drewnianych palet i upchnęliśmy je jakoś w bagażniku osobówki... - wspominają trudne początki paralotniarze biznesmeni.

Firma przeniosła się wkrótce z domku gospodarczego do budynku wydzierżawionego od Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Barcinie. Zmieściło się tam 7 maszyn szwalniczych. Wkrótce i to lokum stało się niewystarczające. Wspólnicy namierzyli budynki po upadającym Romecie we wsi Kowalewo. - Syndyk miał kłopot ze sprzedażą jednego z nich o dość nietypowym kształcie. Po 3 latach mocno obniżył cenę, a wtedy my go kupiliśmy.

Dziś w fabryce praca wre. Na jednym ze stołów piętrzą się sploty kolorowych linek. - To od nich zależy życie paralotniarzy - podkreśla Wojciech Domański. Nieco dalej szyje się uprzęże. Na wielkim stole leży fragment białego jeszcze skrzydła. Pracownica tnie je za pomocą elektrycznego noża (jednocześnie dziesięć warstw przez 240 minut). Nóż wkrótce znajdzie godniejszego następcę. Firma kupiła australijski laser do cięcia materiału, który tę samą pracę wykona - oczywiście perfekcyjnie - w ciągu 120 minut! No i nie trzeba już będzie wycinać kartonowych modełek.

Przygoda życia

Piotr Dudek stale siedzi nad projektami. - Dzień i noc - śmieje się jego wspólnik.

- Tylko do godziny 20.00 - prostuje żona pana Piotra, Iwona. - Pracuje sporo, przecież to jego przygoda życia.

Pomysły Dudka nie są zgłaszane do opatentowania, ponieważ zmian jest sporo i trudno byłoby nadążyć z zastrzeganiem każdej z nich. Jeden prototyp różni się od drugiego niewielkimi, lecz istotnymi szczegółami, np. związanymi z aerodynamiką. Po jakimś czasie innowacje przechwytują inne firmy. W Polsce są zaledwie dwie. Na świecie 40.

- Gotowej paralotni nie da się tak łatwo podrobić - mówi Domański. - Byłoby to zbyt żmudne: rozciągać ją, przerysowywać, digitalizować. A w jednej paralotni jest nawet ponad 1700 elementów!

Jeden z tych elementów to tzw. speed system, który służy do przyspieszania lotu. Konkurencyjność wśród firm polega, m.in. na tym, by korzystając ze „speeda” lecieć jak najszybciej. Dudek nie zgadza się na taką nonszalancję: - Zbyt duży zakres prędkości sprawia, że paralotnia wchodzi w fazę lotu, w czasie której możliwe jest podwinięcie się skrzydła, a to ryzyko dla pilota - wyjaśnia. Bardzo pilnuje, by te parametry prędkości były bezpieczne. Zanim wyśle produkt do Szwajcarii, do instytutu, który wystawia certyfikaty bezpieczeństwa, zwykle testuje sprzęt osobiście. Oprócz tego czasza jest badana w fabryce. Za chwilę jedna z nich będzie napełniana powietrzem. Maszynę dmuchającą wspólnicy kupili od jarmarcznego wystawcy, który potrzebował jej do napełniania powietrzem figur lalek, pajaców, klownów.

Od „Lakierni” do „Hadronu”

Dobrze traktowana paralotnia może służyć człowiekowi nawet 10 lat. Dobić może ją np. słona woda, jeżeli szybko jej się nie spłucze. Gwarantem bezpiecznego użytkowania jest nieprzepuszczalność powietrza. Przewiewność bada porozymetr. Inny istotny parametr to doskonałość. Ten wyznacznik jest stosunkiem wysokości do odległości. Dzisiejsze paralotnie mają doskonałość na poziomie 8 (wyczynowe nawet 11), co oznacza, że z jednokilometrowej górki polecą średnio na odległość ośmiu kilometrów. Stare paralotnie miały doskonałość na poziomie 3.

Piotr Dudek mówi o jednej ze swoich wcześniejszych, własnoręcznie wykonanych paralotni: - Była z ortalionu, aby zatrzymać powietrze, polakierowaliśmy ją. Zyskała dzięki temu miano „Lakiernia”. A jej linki farbowane były w garnku z barwnikiem...

Ostatnio powstał u Dudka „Hadron”. - Nazwa ma się kojarzyć ze zderzaczem hadronów, czyli małych cząsteczek, które rozpędzane do wielkich prędkości przenoszą duże dawki energii - mówią paralotniarze. Niedawno też firma szyła skrzydła dla pilotów startujących na mistrzostwach świata w lataniu precyzyjnym we Francji.

Sport to zresztą osobna historia. Medali i pucharów własnych oraz syna ma Piotr Dudek sporo. A na zawodach światowych i europejskich aż 40 procent skrzydeł wyszło spod jego igły. I dolatują zwykle najszybciej!

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski