Coraz więcej młodych dorosłych nie wyprowadza się od swoich rodziców. Jakie to ma konsekwencje?
<!** Image 2 align=right alt="Image 150190" sub="Większość młodych jednak dąży do szybkiego usamodzielnienia się / Fot. Thinkstock">Dorosłość oznacza spełnienie trzech podstawowych życiowych ról: roli małżonka (partnera), rodzica i pracownika.
Wygoda rozleniwia
Tymczasem coraz więcej jest rodzin, w których dorosłe dzieci (czyli ludzie w wieku od 25 do 35 lat) nadal mieszkają ze swoimi rodzicami. Przybywa ich w przyspieszonym tempie. W latach 70. ubiegłego wieku było ich 8 procent, w 1995 roku - 12 procent, a w 2005 roku prawie 30 procent (według danych Centrum Badania Opinii Społecznej)!
Część młodych ludzi nie wyprowadza się od rodziców po prostu z wygody. Mama nadal pierze im ubrania i robi obiady, nie trzeba się szczególnie martwić o rachunki, bo gros z nich uiszczają rodzice, zarobione pieniądze w dużej części można więc wydać na własne przyjemności. Takie życie dla wielu młodych dorosłych jest wygodne.
<!** reklama>Niestety, jeśli ta wygoda trwa zbyt długo, to przychodzi za nią słono zapłacić. Zadaniem młodych dorosłych jest bowiem stworzenie bliskich związków miłosnych z ludźmi spoza rodziny pierwotnej. Jeśli się to nie udaje, człowiek będzie doznawać coraz głębszego poczucia izolacji, osamotnienia i pustki. A trudno jest stworzyć więź z partnerem, założyć własną rodzinę, mieć dzieci, mieszkając ciągle ze swoimi rodzicami.
<!** Image 3 align=left alt="Image 150191" sub="Gdy rodzice ponoszą większość kosztów utrzymania, można się bawić... / Fot. Thinkstock">Dzieci? Jeszcze nie teraz
Opóźnianie wyjścia z domu rodziców sprawia też, że własne dzieci będzie się mieć w późniejszym wieku. Jest w tym pewien plus - dojrzalszy człowiek jest z reguły bardziej świadomym, bardziej przygotowanym i angażującym się emocjonalnie rodzicem. Z drugiej strony, starsi rodzice mają mniej sił, by zajmować się dziećmi, a duża różnica wieku miedzy pokoleniami powoduje problemy z porozumieniem się. Późne decydowanie się na dzieci oznacza również mniejsze szanse na zostanie dobrym dziadkiem lub babcią.
Dlatego większość młodych ludzi jednak wyprowadza się od swoich rodziców.
Nie chcę, ale muszę
I w gruncie rzeczy większość tych, którzy tego nie robią, wolałaby jednak mieszkać sama, a nie mieszka z powodu rozmaitych obiektywnych przeszkód.
Maciek nie został przyjęty na studia. Szukał pracy, ale prócz dorywczych zajęć trudno było mu cokolwiek znaleźć. Ze względów ekonomicznych nie było więc mowy o wyprowadzeniu się z domu rodziców. Krok w dorosłość przyniósł mu frustrację, pod wpływem której się załamał. Przestał wierzyć, że może mu się jeszcze cokolwiek w życiu udać i zaczął spędzać całe dnie przed komputerem, grając w gry przez Internet.
Gdy człowiek doświadcza takiej sytuacji, może pojawić się wycofanie i skłonność do życia na „dawny sposób”, niemal jak w dzieciństwie - psycholodzy nazywają to regresją. Tak się stało z Maćkiem, który mimo swojego wieku nadal funkcjonował jak nastolatek. Na krótką metę regresja może pomóc w poradzeniu sobie z klęską, pozwala nabrać sił i ponownie podjąć dorosłe próby. Może być jednak i tak, że ten sposób życia się utrwali i dziecko będzie mieszkać z rodzicami już na zawsze.
Wyprowadzenie się z domu rodzinnego polega jednak nie tylko na znalezieniu sobie innego miejsca zamieszkania, wymaga także emocjonalnego uniezależnienia się od rodziców.
Odciąć pępowinę
Tymczasem wewnętrzna separacja jest procesem długotrwałym i zaczyna się już przed okresem dojrzewania - dzieci uczą się mieć swoje zdanie, bronić swoich racji, mieć swoje tajemnice i własne życie, sfery niedostępne dla rodziców. Niektórzy psychologowie uważają nawet, że tak zwany konflikt pokoleń - kłótnie, agresja, bunt młodzieży w okresie dojrzewania - służy właśnie emocjonalnemu uniezależnieniu się od rodziców.
Natrafiamy tu na paradoks. Okazuje się bowiem, że najłatwiej uniezależnić się od rodziców tym młodym ludziom, którzy mieli z nimi bezpieczne i dobre relacje. Tym, których rodzice szanowali i kochali, którym ufali i dawali stosunkowo dużo swobody. Wygląda więc na to, że - wbrew pozorom - łatwiej jest stać się niezależnym, jeśli więź z rodzicami była dobra niż wtedy, gdy była zła!
Dr Marcin Florkowski jest psychologiem, adiunktem na Uniwersytecie Zielonogórskim, a także diagnostą i terapeutą w poradni psychologiczno-pedagogicznej.