Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie celebruję porażek

Miasta Kobiet
- W biznesie ogromne znaczenie ma nastawienie. Znam wielu ludzi, którzy mówią: „Ciągle mi się coś nie udaje”. Oni patrzą na swoje życie przez pryzmat porażek, skupiają się na nich, rozpamiętują. Ja mam odwrotnie - mówi Magdalena Rosła*, właścicielką firmy Magellan, w rozmowie z Emilią Iwanciw

Pamięta Pani swoje pierwsze kroki w biznesie?
Takich rzeczy się nie zapomina. Zaczynałam w 28-metrowym lokalu, gdzie było tak zimno, że zamarzała szyba. Stał tam mały piecyk elektryczny, ale był też dobry odtwarzacz płyt i radio. Moja przyjaciółka śmiała się, że jeśli wystarczająco długo będę tam siedzieć, to w końcu jakiś klient wejdzie z ulicy. Ja cały dzień dzwoniłam do potencjalnych klientów i dostawców, aż ucho mnie bolało od słuchawki. Nie chciałam siedzieć bezczynnie. W końcu pojawił się ten pierwszy klient. W radiu grało Radiohead. Elegancki starszy pan przyszedł poradzić się, jak załatwić wizę do Stanów. Sama miałam już taką wizę, więc opowiedziałam mu krok po kroku, co powinien zrobić. Pan się ucieszył, podziękował, powiedział że bardzo mu pomogłam i wręczył mi dolara na szczęście. Tego dolara mam do dziś, oprawiłam go w ramkę.

Dziś jest Pani kobietą sukcesu. Rozwinęła Pani biznes, wiedzie udane życie prywatne. Do tego jeszcze wyczytałam, że uprawia Pani sport i świetnie śpiewa. Zaczęłam się obawiać, że po przeczytaniu wywiadu z Panią nasze Czytelniczki wpadną w kompleksy… Zawsze było tak różowo?
Mam poczucie, że osiągnęłam sukces, choć mam też w sobie sporo pokory. I zdecydowanie nie zawsze było łatwo. Pierwsze dwa lata po założeniu Magellana były bardzo trudne. Jak się zaczyna prowadzić działalność, a ma się znajomych z tego samego środowiska branżowego, to ci ludzie nagle przestają się odzywać.

Znajomi odwrócili się z zazdrości?
Myślę, że tak się stało, bo oni pozostali w tym samym punkcie, a ja poszłam naprzód. To jednak nie przeszkodziło mi w rozwinięciu skrzydeł. Pierwsze dwa lata były kiepskie, biznes nie przynosił zysków. Okazało się, że dostawcy wcale nie czekają z otwartymi ramionami, a do tego konkurencja powodowała, że każdego dnia trzeba było przedzierać się przez wysoką falę. Ja jednak nie brałam w ogóle pod uwagę takiej opcji, że może mi się nie udać. Dziś z perspektywy czasu sądzę, że to była młodzieńcza naiwność.

Może m.in. dzięki tej naiwności i pozytywnemu nastawieniu biznes się udał. Miała Pani odwagę zaryzykować.
Tak, to możliwe. Naiwność sprawia, że człowiek nie myśli o konsekwencjach. Uważam, że w biznesie ogromne znaczenie ma nastawienie. Znam wielu ludzi, którzy mówią: „Ciągle mi się
coś nie udaje”. Oni patrzą na swoje życie przez pryzmat porażek, skupiają się na nich, rozpamiętują, rozkładają na czynniki pierwsze. Jednocześnie nie dostrzegają pozytywów, przechodzą obok nich obojętnie. Taką mają optykę, która wyłapuje to, co przykre. Ja mam odwrotnie. Porażki mi się przytrafiały, ale nie celebrowałam ich.

Kiedy interes zaczął przynosić zyski?
Dopiero po 3 latach. Mieliśmy z mężem trochę oszczędności i tylko dlatego udało się przetrwać ten okres. Najtrudniejsze było utrzymanie co miesiąc stałego poziomu sprzedaży i zbudowanie takich relacji z klientami, by co roku myśląc o wakacjach wracali do nas. I to się z czasem udało. Zadowoleni klienci polecali moje biuro kolejnym. Zatrudniłam pierwszego pracownika. Była to stażystka z urzędu pracy, Maja, która pracuje ze mną nadal i aktualnie zajmuje wysokie stanowisko. Dziś mam dużo większy, 16-osobowy zespół i każdy jest dla mnie bardzo ważny.

Był jakiś punkt zwrotny, który sprawił, że firma zaczęła dynamicznie się rozwijać?
Po półtora roku prowadzenia biura podróży wpadłam na pomysł, by przygotować nowy produkt - ofertę dla klienta korporacyjnego. Chciałam organizować wyjazdy służbowe dla pracowników, którzy nie mają czasu, by sami sobie taką podróż zaplanować. I to był strzał w dziesiątkę. Dwie korporacje, które skorzystały wtedy z mojej oferty, są z nami do dziś. Od początku dbałam o to, by budować długofalowe relacje.

Konkurencja w tamtym czasie nie była tak dokuczliwa jak dzisiaj?
Przede wszystkim wtedy jeszcze touroperatorzy wspierali takich małych agentów, a dziś stanowią konkurencję. Dodatkowo do trudności tej branży dochodzą nowe czynniki, bardziej walczymy z internetem niż ze stacjonarną konkurencją. Z czasem zaczęliśmy sięgać do innych województw. Nie wszystko się jednak udawało. Po półtora roku zdecydowałam się otworzyć oddział w małej miejscowości w województwie pomorskim, ale z uwagi na lokalną specyfikę było to nierentowne. Zamknęłam go i wtedy przez chwilę miałam poczucie, że coś się nie udało. Szybko jednak zaczęłam patrzeć na to doświadczenie, jak na świetną biznesową lekcję. Kolejne moje inwestycje były już dzięki temu bardziej przemyślane. Dziś jesteśmy obecni w województwach pomorskim, wielkopolskim, na Dolnym Śląsku.

Co Panią pchnęło do tego, by w ogóle zacząć myśleć o własnym biznesie?
Studiowałam prawo zaocznie, wcześnie poszłam do pracy. Miałam jednak kiepskie doświadczenia z pracodawcami. Pracowałam w korporacji farmaceutycznej, w urzędzie - w administracji i w biurze podróży, gdzie zarabiałam 550 zł. To jednak w administracji najbardziej się męczyłam, dołowały mnie procedury i cisza, jaka panowała w biurze. Żadnej muzyki, rozmów. Nigdy też nie trafiłam na szefa, który dostrzegłby moje umiejętności i postarał się je w pełni wykorzystać. Raczej czułam się częścią szarej masy, a miałam ambicje i chęć samodzielnego prowadzenia projektów. Mam wrażenie, że psychologicznie jest we mnie więcej cech stereotypowo męskich niż kobiecych. Chociaż na pewno jestem też wrażliwa, jak każda kobieta.

Ma Pani artystyczną pasję. Śpiewa Pani w zespole, nagrywa płyty. To rzadko spotykane w kręgach biznesowych.
Kiedyś marzyłam o muzycznej karierze. Cieszę się jednak, że wybrałam inną drogę zawodową. Świat muzyczny wiąże się z nieustannym brakiem funduszy, a ja dzięki zarobionym pieniądzom, mogę swoją pasję realizować. Planuję nagrać płytę, koncertować, nie muszę szukać wydawcy. Doceniam ten komfort.

Skąd czas u zabieganej bizneswoman na śpiewanie, nagrywanie płyt?
Po wielu latach pracy po kilkanaście godzin na dobę dojrzałam do tego, żeby zwolnić i zająć się także rozwijaniem pasji i pielęgnowaniem relacji z rodziną. Tego też nauczyło mnie pewne trudne doświadczenie.

Jakie?
Nie wiem, czy powinnam o tym mówić.

Proszę powiedzieć, żeby nie wyszedł nam z tego wywiadu idealny, a zarazem sztuczny obraz Pani osoby. Każdy ma jakąś rysę na obrazie…
Jestem z moim mężem w rzadko spotykanym związku. Między innymi przez to, że momentami żyłam wyłącznie rozwijaniem biznesu, popsuła się relacja między nami i rozwiedliśmy się. Każdy poszedł w swoją stronę, ale po dwóch latach wróciliśmy do siebie. Dziś jesteśmy razem, tworzymy szczęśliwy, silny związek. Traktuję to też jako kolejny dowód, że czasem warto pójść pod prąd wbrew obiegowym opiniom. Mamy z mężem cudowną córeczkę i rozwijamy się w roli rodziców.

Jak udaje się Pani godzić macierzyństwo z pracą zawodową?
Całkiem nieźle, bo mam elastyczny czas pracy. Jak pani widzi, biuro mam urządzone trochę jak mieszkanie. Jest tu kojec i masa innych dziecięcych gadżetów. Pracuję z córką u boku i to się sprawdza. Czasem zabieram ją nawet na spotkania z klientami, ale tylko z tymi najbardziej zaprzyjaźnionymi, gdy wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Najtrudniejsza w wychowaniu dziecka jest dla mnie na razie nieprzewidywalność. Niczego do końca nie można zaplanować, bo przytrafić się może tysiąc różnych rzeczy, które zburzą misterny plan: nieprzespana noc, gorączka. Odkąd jestem mamą nie przespałam żadnej nocy w całości, ale nie narzekam. Mimo zmęczenia, jestem spokojniejsza, bardziej cierpliwa.

To narodziny córeczki zainspirowały Panią do urządzenia w firmie kącika dla maluchów?
Tak, zaczęłam czuć dyskomfort, kiedy musiałam z córką załatwiać sprawy w urzędach, firmach. Stresowała mnie obawa, że może nie być miejsca, w którym mogłabym córeczkę spokojnie nakarmić. Czasem nie mogłam skoncentrować się na załatwianiu sprawy, bo córka odwracała moją uwagę. Pomyślałam wtedy, że koniecznie muszę stworzyć komfortowe warunki dla matek z dziećmi we własnej firmie. Mamy profesjonalnego animatora, a także wszystko, co potrzebne dzieciom: zabawki, deserki, mleko, pieluchy. Myślę, że za jakiś czas taka dbałość o rodzica będzie widoczna we wszystkich firmach i instytucjach. W naszym mieście na razie takich miejsc jest jednak niewiele.

Przeczytałam w jakimś starym wywiadzie z Panią, że zatrudnia Pani same kobiety. Zdziwiłam się, gdy dziś na wejściu zobaczyłam dwóch panów i to jeszcze siedzących naprzeciwko kącika dla dzieci. Zatrudniła Pani mężczyzn jako animatorów?
(śmiech) Nie, panowie pełnią w firmie inną funkcję. Rzeczywiście był taki czas, że zatrudniałam tylko kobiety. Nie było to jednak celowe działanie, po prostu do pracy w biurze podróży zgłaszały się głównie panie. Od niedawna mam w zespole 13 kobiet i 2 mężczyzn. Przewaga naszej płci jest więc wciąż widoczna.

Inaczej pracuje się z kobietami niż z mężczyznami?
Sądzę, że nie. Ale osobiście w początkach działalności spotkałam się z wieloma stereotypami, np. że szefem musi być facet. Kiedyś byłam sama w biurze, krótko przed zamknięciem przyszedł starszy pan. Chciał zapytać o wycieczkę, ale nie interesowała go rozmowa ze mną. Zapytał, czy jest szef w biurze, na co powiedziałam, że ja jestem szefem. Widziałam rozczarowanie i niechęć, bo ten pan wyraźnie przyszedł załatwić sprawę z szefem mężczyzną. To mnie bardzo rozbawiło. Kobiecie nie chciał zaufać. Dziś jednak obserwuję, że mentalność bardzo się zmieniła, rynek pracy sprzyja kobietom. To są świetne czasy dla kobiet. Wiem, że wciąż sporo mówi się o dyskryminacji, niższych zarobkach kobiet. Ja tego wokół siebie nie widzę, choć nie wykluczam, że gdzieś są takie niesprawiedliwe przypadki.

U Pani kobiety nie zarabiają mniej niż mężczyźni?
Niektóre zarabiają więcej.

Jaki styl zarządzania Pani preferuje?
Nie jestem szefem, który grozi kijem i karze. Każda osoba z mojego zespołu wie, jakie są granice. Szanuję ludzi, nie wyśmiewamy się, atmosfera jest dobra, lubimy dużo żartować. Jest to na pewno miękkie zarządzanie, ale są też oczywiście konkretne zasady wynagrodzeń, plany sprzedażowe do wykonania itp. Wszyscy wiedzą, że jeśli chcą zarobić dobre pieniądze, to muszą się angażować. Na niektórych stanowiskach w mojej firmie wymagam dużej dyspozycyjności.

Zostawania po godzinach?
Nie, raczej pracy zdalnej, np. odbierania telefonów od klientów, którzy są akurat w podróży, chcą o coś zapytać, a dzielą nas różnice czasowe. Pracownicy mojej firmy mają też czas na przyjemności. Prawie każdy uprawia jakiś sport i myślę, że dzięki temu rozładowujemy stresy i nie warczymy na siebie w biurze. Stawiam na dobrą atmosferę.

Ma Pani jakieś wzorce biznesowe, mentora?
Miałam w najbliższym otoczeniu wzory kobiet, które robiły wielkie kariery, zarządzały wielomilionowymi spółkami, ale czasem przychodziło załamanie zdrowotne i sytuacja zmieniała się diametralnie. Nauczyło mnie to ostrożności. Stawiam na rozwój, ale nie za cenę swojego zdrowia. Mam pewne pozytywne wzorce z branży farmaceutycznej, w której pracowałam. Szef zbudował tam mocną pozycję firmy, dzięki przewidywaniu, co wydarzy się z branżą w perspektywie kilku lat do przodu i wykonywaniu ruchów zabezpieczających interes. Obserwowanie go pomogło mi zdywersyfikować sprzedaż, by mieć bardzo wielu klientów i nie opierać się tylko na jednej firmie, choć były takie pokusy. Nie skorzystałam. Znam wiele przykładów, gdy firma oparta na jednym kliencie czy dostawcy upadała prawie z dnia na dzień.

Każdy szef, który odnosi sukces, ma jakąś charakterystyczną cechę, która pomaga mu w osiągnięciu celu. Widzi Pani coś takiego u siebie?
Jestem niecierpliwa. Kiedy pojawi się jakiś ciekawy pomysł, od razu chcę działać. Nie znoszę czekania. Myślę, że ta cecha pomogła mi pójść do przodu, nie poprzestać na wizjach, ale od razu analizować pomysły i wcielać je w życie. Kiedy rodzi się idea nowego produktu, od razu planuję, jak go wprowadzić do sprzedaży. Druga sprawa to budowanie relacji. Ja po prostu bardzo lubię ludzi. Mam też zdolność do wyczuwania napięć między nimi. Mogę tydzień nie być w firmie i kiedy wracam, od razu wiem, jakie nieporozumienie nastąpiło między pracownikami. Nie skupiam się jednak tylko na mówieniu, ale też umiem słuchać, obserwować i być np. krok przed konkurencją. Dzięki takim dobrym relacjom np. dziś jesteśmy przedstawicielami największego brokera zagranicznego i oferujemy naszym klientom biznesowym bilety na najważniejsze wydarzenia sportowe ligi hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej.

Co Pani uważa za swój największy sukces?
To, że budzę się każdego dnia zadowolona z tego, jak teraz żyję. Nauczyłam się cieszyć z drobnych rzeczy. Dookoła ciągle słyszę o chorobach, nieudanych inwestycjach, więc staram się doceniać fakt, że aktualnie nie mam takich poważnych zmartwień i mogę cieszyć się dniem codziennym. Mam taki przyjemny obraz w głowie - malownicza sceneria w Australii, kocyk, na kocyku butelka wina i supersmaczne jedzenie. Kiedy przywołuję ten obraz, od razu lepiej się czuję.

To miłe wspomnienie czy marzenie?
Raczej plan, ja nie mam marzeń, mam cele. Planujemy taki ciekawy wyjazd jesienią tego roku.

Jakie ma Pani jeszcze plany na ten rok?
Na wiosnę zamierzam wydać drugą płytę, również winylową. Mam już odpowiednich muzyków, przyjaciół, którzy chcą wejść w ten projekt.

Co to będzie za gatunek muzyczny?
Tego na razie nie chciałabym wyjawić. To będzie coś innego, czego nie mogę znaleźć w typowych sieciówkach muzycznych, a jedynie zdarza się w niszowych sklepikach. A poza śpiewaniem, zamierzam dużo jeździć na rowerze. Szlifuję formę z trenerem personalnym, by przy pierwszych promieniach słońca wyruszyć na wyprawę rowerową.

*Magdalena Rosła

prezes zarządu firmy MBT24.PL, przekształconej właśnie w spółkę z o.o. Związana jest z branżą turystyczną od 16 lat. Fascynują ją ludzie i ich nieprzewidywalność, dlatego tak dobrze odnajduje się w zarządzaniu firmą. Spełniona w życiu prywatnym i zawodowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!