https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasz złoty medal najwyższej próby

PAP
Polskie siatkarki drugi raz z rzędu zostały mistrzyniami Europy. W niedzielę w finałowym meczu pokonały w Zagrzebiu Włochy 3:1.

Polskie siatkarki drugi raz z rzędu zostały mistrzyniami Europy. W niedzielę w finałowym meczu pokonały w Zagrzebiu Włochy 3:1.

Reprezentantki Polski dokonały nie lada wyczynu. Dotychczas tytuł mistrzyń Europy udało się obronić tylko Rosji, a wcześniej Związkowi Radzieckiemu. Teraz do tego elitarnego grona dołączyła Polska. I to w sposób nie podlegający dyskusji (siedem wygranych w turnieju), godny mistrzowskiej drużyny. Ekipy, w której są gwiazdy, i zawodniczki od „czarnej roboty”, ale nawzajem znakomicie się uzupełniają.

Natomiast Włoszki jeszcze nigdy nie były mistrzyniami kontynentu. W tym roku to one były faworytkami, lecz ostatecznie musiały obejść się smakiem, zadowolić srebrnym medalem i... czekać do kolejnego czempionatu.

Pierwszy set, zresztą jak i całe spotkanie, miał wyrównany przebieg. W drugiej partii, podobnie jak w poprzedniej, na przerwę techniczną Polski schodziły z dwupunktową stratą (6:8). Ale wystarczyło, że na zagrywce pojawiła się jedna z najlepiej serwujących zawodniczek tego turnieju - Izabela Bełcik. Kilka piłek wybroniła „Mała” Mariola Zenik, a Glinka minęła potrójny blok i zrobiło się 9:9.

Ważną piłkę, przy stanie 18:16, zatrzymała Katarzyna Skowrońska. A za chwilę, po serwsie Mróz, błąd w przyjęciu popełniła Paola Cardullo i zrobiło się 20:16. Takiej okazji „biało-czerwone” nie mogły zmarnować. A jednak znów coś się popsuło, a Włoszki odrobiły stratę i miały nawet setbola. Ostatnia piłka należała do Polek.

Mistrzynie świata łatwo się nie poddają. Potwierdziły to w trzeciej odsłonie. W przełomowym momencie czwartego seta świetnie spisała się Milena Rosner. Dzięki jej atakom i zagrywkom Polki z 7:8 objęły prowadzenie 11:8. Wcześniej tylko przegrywały. I wtedy podopieczne Niemczyka „włączyły szósty bieg”, a Włoszki tylko patrzyły, jak im odjeżdżają.

Zanim jednak do tego doszło kibice w sobotę przeżyli prawdziwy horror w meczu półfinałowym z Rosją, która została pokonana w pięciu setach, po tie-breaku 22:20. Choć niewiele brakowało, aby Polki zwyciężyły w trzech setach. Po dwóch zwycięskich partiach, w trzeciej broniące tytułu polskie siatkarki prowadziły 24:21 i... stanęły.

- W trzecim secie dziewczyny znów przypomniały sobie o Bożym Narodzeniu i rozdawaniu prezentów. Za taki horror w tej partii nie powinienem mieć litości. Bez względu na to, czy zawodniczki zdobędą złoty czy srebrny medal, do Warszawy wracają pieszo. Najwyżej z przerwą na odpoczynek w Częstochowie, aby mogły się pomodlić. Kurcze, do tej pory nie rozumiem, jak tego seta można było przegrać i w ten sposób narobić sobie tyle kłopotów. Mimo to, że jestem ogromnie szczęśliwy ze zwycięstwa, z drugiej strony jestem tak zły na baby... - powiedział trener Andrzej Niemczyk.

Takiego scenariusza ostatniego seta nie wymyśliłby chyba i sam słynny autor dreszczowców, Alfred Hitchcock. Trwała niesamowita wymiana ciosów - punkt za punkt, a żadnej drużynie nie udało się odskoczyć na dwa „oczka”. Dodajmy, że po zakończeniu pojedynku z Włoszkami Andrzej Niemczyk wycofał swoje groźby. Polska ekipa wróci do kraju samolotem, a nie pieszo.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski