Nasz biznes jakoś się broni

Mimo spowolnienia gospodarczego widocznego w całym kraju, liczba firm działających w Bydgoszczy jest stabilna. - Drobnym przedsiębiorcom, a takich mamy większość, łatwiej jest przetrwać kryzys - mówią fachowcy.

W lipcu tego roku w Polsce upadło niemal sto firm. Oznacza to, że 3500 Polaków straciło pracę, a miesięczny obrót gospodarczy spadł o 2 miliardy złotych. Kryzys najbardziej dotknął firmy budowlane, dystrybucyjne (hurtownie) i duże przedsiębiorstwa usługowe. Najgorzej jest na Dolnym Śląsku, Mazowszu i w Małopolsce. Miesięcznie tak wiele firm nie bankrutowało od 10 lat.<!** reklama>

Maluchy bardziej elastyczne

Paradoksalnie atutem Bydgoszczy jest fakt, że prawie nie ma już firm, zatrudniających setki i tysiące pracowników.

- Jeżeli biznes jest powiązany z kapitałem rodzinnym - a tak jest w naszym mieście - to decyzje biznesowe podejmuje się jeszcze ostrożniej - wyjaśnia Mirosław Ślachciak, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Pracodawców i Przedsiębiorców.

- Najgorsze, mam nadzieję, mamy już za sobą - dodaje Tomasz Zawiszewski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy. - Pierwsze półrocze to upadek Zachemu i zwolnienia w PKP, natomiast sytuację ratuje okres letni i prace sezonowe. O faktycznym wymiarze bezrobocia będziemy mogli mówić późną jesienią.

- Część przedsiębiorstw upada w sposób naturalny: bo jest zbyt duża konkurencja na rynku, bo niektórzy nie odnajdują się w biznesie - tłumaczy Edyta Wiwatowska, koordynator Zespołu Obsługi Inwestora i Przedsiębiorczości Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Ważne, by w ich miejsce powstały nowe firmy, lepiej przystosowane do aktualnej sytuacji gospodarczej.

Od kilku lat liczba przedsiębiorstw działających w naszym mieście oscyluje wokół 43 tysięcy i mimo zawirowań w gospodarce pozostaje na stałym poziomie.

Dziś miejsce wielkich zakładów zajmują niewielkie firmy, które w szybki i elastyczny sposób dostosowują się do zmian na rynku. Dobrym przykładem są losy Eltry, sztandarowego przedstawiciela bydgoskiego przemysłu okresu socjalizmu. Dziś na jej gruzach działają mniejsze firmy, zatrudniające po kilkanaście i kilkadziesiąt osób, co w sumie daje podobną liczbę zatrudnionych.

Ludzkie dramaty, ludzkie sukcesy

Pan Jacek należy do tych, którym spowolnienie gospodarcze odebrało chleb. - Prowadziłem niewielką firmę budowlaną, pracując przede wszystkim jako podwykonawca większych przedsiębiorstw. Niestety, budowlanka bardzo „siadła”, a i małych inwestorów jest jak na lekarstwo. Najpierw musiałem moich pracowników przesunąć na umowy-zlecenie, a wiosną wyrejestrowałem działalność - nie mam z czego dopłacać do interesu.

Robert Demczyński, po zbadaniu rynku, postanowił otworzyć sklep zoologiczny na bydgoskim Błoniu. - To pierwsze tygodnie, więc dopiero jesienią okaże się, jak będzie - mówi. - Mam nadzieję, że sklep będzie się rozwijał, choć o taryfie ulgowej na początek, choćby w czynszu, nie ma mowy.

Statystyki urzędowe pokazują, że łatwiej przetrwać tym, którzy swój biznes opierają na kilku podstawach, a więc profil ich działalności jest szeroki. Przenosząc nacisk na to, co aktualnie przynosi zyski, są w stanie przetrwać najgorsze.

Są też dziedziny, w których o sukces trochę łatwiej. Mimo dużej konkurencji w miarę dobrze dzieje się firmom działającym w sektorze teleinformatycznym. Dopływ świeżej kadry z kierunkowych studiów i wzrastające zapotrzebowanie na tego typu usługi powoduje, że sprawny informatyk z doświadczeniem to nadal pożądany towar na rynku pracy.

Problemem, który podkreślają wszyscy moi rozmówcy, jest niemożność określenia, jakie branże są perspektywiczne oraz jaką ścieżkę edukacji obrać, by móc w przyszłości liczyć na dobrą pracę. Zmiany w gospodarce zachodzą tak szybko, że nie są im w stanie sprostać uczelnie, które kształcą dziś ponad 50 proc. młodzieży z maturą w ręku. Wprowadzane obecnie elastyczne programy studiów przyniosą efekty dopiero za kilka lat.